Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Życie i Śmierć w okopach I wojny światowej oraz broń okopowa na frontach Wielkiej Wojny

Drukuj
Utworzono: niedziela, 08, listopad 2015

Pierwszą wojnę światową cechował jej bardzo duży zasięg i masowy charakter. Rozpoczęło ją 8 państw, a zakończyły 33 państwa liczące 1,5 mld ludzi, tj. 2/3 ludności kuli ziemskiej. Wojna toczyła się niemalże na wszystkich kontynentach i morzach, ale główne działania wojenne prowadzono na terenie Europy. Na wszystkich frontach tej wielkiej wojny ciągnących się tysiące kilometrów walczyły duże, wielomilionowe armie. W 1914 roku państwa Ententy zmobilizowały i miały pod bronią 6 mln, zaś ich przeciwnicy z państw centralnych 4 mln żołnierzy, natomiast w 1918 roku było ich odpowiednio: 48 mln i 25 mln żołnierzy. Wojna na której każdy dzień przypadało średnio 5 tysięcy zabitych, a czasem dziesięć razy więcej, zebrała szczególnie krwawe żniwo na polach Francji i Belgii. Na ośmiu walczących wypadał jeden zabity, a co trzeci był ranny, często w stopniu dożywotniego kalectwa. Cesarstwo Niemieckie okupiło udział w tej okrutnej wojnie śmiercią ponad 1,8 mln powołanych pod broń żołnierzy (jeden zabity przypadał 35 mieszkańców tego państwa). Wedle szacunków w armiach zaborczych w latach 1914-1918, zginęło ponad 400 tysięcy żołnierzy pochodzenia polskiego. W czasie trwania I wojny światowej nastąpił ilościowy i jakościowy rozwój techniki wojskowej. W głównych państwach stron walczących wyprodukowano 27,6 mln karabinów, 850 000 karabinów maszynowych, 152 000 dział, 18 000 moździerzy, 182 000 samolotów, 9 200 czołgów, 340 000 samochodów, 1 051 mln sztuk pocisków artyleryjskich i 48 000 mln sztuk amunicji karabinowej. Osiągnięciem technicznym było wyprodukowanie i udoskonalenie czołgów i samolotów, dział wielkiej mocy, karabinów maszynowych oraz wiele innych rodzajów uzbrojenia i sprzętu wojskowego. W ciągu wieloletnich i krwawych zmagań, przy użyciu nowoczesnych środków walki ogromne połacie ziem stały się wyludnioną, zniszczoną i spaloną pustynią. Widoczne to było zwłaszcza tam gdzie przez wiele miesięcy trwała wojna pozycyjna, głównie na terenach północno-wschodniej Francji i północnej Belgii. Wiele miast, miasteczek i wsi zostało w bardzo znacznym stopniu zniszczonych lub kompletnie zniesionych z powierzchni ziemi. Wiele pól uprawnych leżało odłogiem. Ogromne straty materiałowe i kulturalne poniosły też ziemie polskie, na których toczyły się w okresie 1914/1915 wielomiesięczne i krwawe walki. Przez ich terytorium kilkakrotnie przetoczył się front wschodni, który doprowadził do strat materialnych ocenianych ówcześnie na ogromną sumę 75 mld złotych franków. Z okazji przypadającej już niebawem 97. Rocznic Odzyskania przez Polskę Niepodległości oraz zakończenia Wielkiej Wojny pragniemy zaprezentować czytelnikom bardzo interesujący artykuł Michała Jankowskiego pt. Życie i Śmierć w okopach I wojny światowej oraz nasz krótki szkic dotyczący bardzo mało znanego aspektu I wojny światowej, jakim było używanie na jej frontach tzw. broni okopowej. Zapraszamy do lektury.

Życie i Śmierć w okopach I wojny światowej – Michał Jankowski

Dla nikogo ziemia nie znaczy tyle, co dla żołnierza. Kiedy tuli się do niej długo i mocno, kiedy w śmiertelnym lęku przed ogniem wciska się w nią głęboko, twarzą i kończynami, ona to staje się jedynym przyjacielem, bratem, matką, w jej milczenie i w jej zacisze wyjękuję swój strach i swoje krzyki, a ona je przyjmuje(…) [1] Wydarzenia I wojny światowej znamy dzisiaj w przeważającej mierze z podręcznikowych opisów, których ze względu na ograniczony czas, jaki poświęcony jest w szkole na historię XX w., często nie zdąży się omówić. Rzadko ten temat porusza się w mediach i stosunkowo nie wiele też powstało opracowań traktujących o Wielkiej Wojnie. Historia pierwszej połowy XX w. zdominowana została przez wydarzenia kolejnego światowego konfliktu z lat 1939-45, który przyćmił to, co działo się zaledwie kilka lat wcześniej. Stąd wiedza większości z nas o wydarzeniach I wojny światowej ograniczona jest do najważniejszych faktów i postaci tamtego okresu, natomiast los szeregowych, anonimowych żołnierzy, którzy znaleźli się w beznadziejnej, bezsensownej i dramatycznej sytuacji wciąż jest pomijany w skrótowych relacjach przypominających jeden z najkrwawszy konfliktów w dziejach świata. Pierwsza wojna światowa była wojną pozycyjną, najkrwawszą i najokrutniejszą w ówczesnej historii. Żołnierze walczących stron utkwili naprzeciwko siebie w okopach przecinających Europę od Kanału La Manche do granicy szwajcarskiej, rozdzieleni tylko wąskim pasem ziemi niczyjej. O tym jak wyglądało życie na pierwszej linii frontu, na dnie okopu pisze Erich Maria Remarque, we wstrząsającej książce "Na zachodzie bez zmian" i to tym właśnie dziełem inspirowany jest niniejszy artykuł. Remarque opisuje wojenną rzeczywistość na linii frontu widzianą oczyma szeregowych żołnierzy, wśród których znalazł się również on sam. Autor z całą bezwzględnością obnaża bezsens wojny i tragedię ludzi, którzy zbyt szybko się zestarzeli, zatracając młodość w brudzie, zwątpieniu, samotności, rozpaczy, przerażeniu i śmierci. Dla ludzi wysłanych na pierwszą linię frontu ziemne schrony stały się rodzajem otwartego więzienia, w którym życie biegło zupełnie odmiennym rytmem, naznaczonym bezsennością, bólem, głodem, często nudą, a zarazem niewyobrażalnym stresem. Już sam obraz, jaki odsłaniał widok z okopu był piorunujący. Przed linią umocnień, pomiędzy walczącymi stronami znajdował się pas ziemi niczyjej, którego szerokość wahała się w różnych miejscach od kilkudziesięciu, do kilkuset metrów. Był to teren, gdzie dochodziło do bezpośrednich, zaciekłych starć i znajdujący się pod ciągłym ostrzałem karabinowym, artyleryjskim oraz lotniczym. Stąd cały ten obszar był wyjałowiony z wszelkiej roślinności, za to usiany niezliczonymi lejami po pociskach, szczątkami budynków, drutem kolczastym oraz rozkładającymi się ciałami poległych ludzi i zwierząt, których nie można było zabrać i pochować ze względu na ciągły ostrzał snajperski [2].

Dzień w okopie rozpoczynał się około godziny piątej rano, gdyż większość ataków nieprzyjacielskich miała miejsce właśnie o świcie. Żołnierze przygotowywali więc broń, zajmowali pozycje obronne i oczekiwali na ewentualną ofensywę, nieregularnie ostrzeliwując wrogie pozycje. Najbardziej pracowitym czasem była noc. Po zmroku rozpoczynały się wszelkiego rodzaju prace umocnieniowe związane z konserwacją i naprawą okopów. By nie ściągać na siebie uwagi snajperów działania takie można było podejmować tylko w ciemności i w absolutnej ciszy, co wielokrotnie potęgowało obciążenie pracą, która polegała na kopaniu umocnień, układaniu nowych worków z piaskiem czy rozciąganiu drutu kolczastego. Nocą na obszar ziemi niczyjej wysyłano małe grupy żołnierzy, których zadaniem było zabranie z pola walki rannych za dnia towarzyszy, odzyskanie sprzętu pozostałego przy zabitych, uzyskanie informacji o stanie umocnień wroga, podejmowano próby wykradania dokumentów, prowiantu czy pojmania jeńców[3]. Wszystko to wymagało dużej energii i siły, której nie mogły dostarczyć brak pożywienia, choroby, bezsenność i ogólne poczucie beznadziejności. Ze względu na trudności z dostarczeniem prowiantu, żołnierze często cierpieli głód. O przyrządzeniu ciepłego posiłku nie mogło być mowy, gdyż dym z ogniska mógł zdradzić ich lokalizację. Na zdrowiu walczących mocno odbijał się brak warzyw i owoców. W codziennej diecie dominowały stary chleb i konserwy (często brakowało i tego), ale ze względu na warunki w jakich je przechowywano, często były już zepsute i zapleśniałe, stąd też większość żołnierzy miało problemy żołądkowe i ostrą krwawą biegunkę [4]. W codziennej okopowej egzystencji swoje stałe miejsce w harmonogramie miała nierówna walka ze szczurami i wszami, które były prawdziwą plagą. Na wszy nie było sposobu, próbowano usuwać je ręcznie, ale nie przynosiło to większych efektów [5]. Szczury, zwane trupimi, odznaczały się taką zuchwałością, że nie obawiały się nawet chodzić po twarzach drzemiących ludzi. Sen był więc praktycznie niemożliwy. Do tego gryzonie pozbawiały żołnierzy i tak już opłakanych ilości jedzenia. Gdy tylko więc nadarzała się okazja urządzano na nie krwawe polowania[6]. W okopach nie było możliwości zmiany ubrania, a tym bardziej bielizny, wyjątkową więc udrękę stanowiło błoto i brud, który był wszechobecny oraz warunki atmosferyczne, które w tych okolicznościach niezależnie od pory roku były bardzo dokuczliwe. Linię okopów można przyrównać do jednej wielkiej, nie wysychającą kałuży wody i błota, stale zasilaną przez topniejący śnieg lub padający deszcz. Zdarzały się przypadki śmierci przez zasypanie obsuwającymi się zwałami mokrej ziemi [7]: Woda jest ohydna i wsącza się wszędzie od góry i od spodu (…) Żołnierze muszą dniem i nocą szuflować błoto z okopów. Nikt nie ma suchych stóp, nie mówiąc o suchym ubraniu [8]. Żołnierze przez całe dnie stali w bagnistej breji, co w połączeniu z brakiem higieny i głodem musiało skutkować chorobami takimi jak tyfus czy zapalenie jelit, nie mówiąc już o drobniejszych, ale dokuczliwych przypadłościach reumatyzmie czy tzw. stopie okopowej, bolesnej dolegliwości stóp, powodowanej długotrwałym przebywaniem w wodzie. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze trudny do zniesienia odór odchodów i rozkładających się ciał [9]: Kiedy wiatr zawiewa ku nam, przynosi opary krwi, ciężkie, wstrętnie słodkawe. Niesie z lejów trupie wyziewy, które zdają się być mieszaniną chloroformu i zgnilizny, wywołującą w nas mdłości i wymioty [10].

Trudno sobie wyobrazić, jak piorunująco takie warunki wpływały na psychikę ludzi uwięzionych i stłoczonych w wąskiej ziemnej jamie. Stan wyczekiwania i rutyny przerywał moment ofensywy i rozpoczynająca się walka, której preludium stanowiła kanonada wrogiej artylerii lub ostrzał z powietrza. Pociski rozrywały ziemię, okopy i ludzi, pozostawiając po sobie głębokie leje i szczątki ciał. Przykładowo, podczas natarcia pod Verdun na czworobok o wymiarach 1000 na 500 metrów niemiecka artyleria zrzuciła 80 tysięcy pocisków [11], od których ginęły bez śladu tysiące ludzi, rozerwanych na niezidentyfikowane części [12]. Kolejnym etapem ataku, który rozwinął się właśnie podczas pierwszej wojny światowej, było użycie gazów bojowych. Najczęściej stosowano iperyt, lewizyt, fosgen i adamsyt. Gaz porażał przeważnie wzrok i drogi oddechowe, ale powodował także ogólny paraliż lub zaburzenia psychotoksyczne[13]. Wśród walczących uchodził za broń szczególnie przerażającą, przed którą nie było jeszcze skutecznej ochrony, a na dodatek, jako cięższy od powietrza, osiadał w okopach i zagłębieniach pozostając niebezpiecznym przez wiele dni [14]. Ci którzy zbyt późno zauważyli nadciągającą gazową chmurę i w porę nie założyli maski gazowej, umierali w męczarniach. Ci którzy zdołali przeżyć często trwale tracili wzrok lub do końca życia mieli problemy z oddychaniem. Przy mniejszych zatruciach przeważnie wracało się do zdrowia, ale był to proces długotrwały i bolesny. W maskach gazowych, przeważnie prowizorycznych, żołnierze wybiegali z okopów i rozpoczynała się walka na śmierć i życie przy użyciu, karabinów, broni krótkiej, bagnetów, granatów ręcznych, saperek itp. Wszystko odbywało się w myśl prostej zasady: „jeśli my ich nie zniszczymy, wówczas oni zniszczą nas” [15]. Maski dodatkowo ograniczały swobodę ruchów, utrudniały oddychanie, a obawa przed utratą szczelności stale potęgowała strach związany z walką. Na polu bitwy szeregowi żołnierze, zwykli ludzie oderwani od swojego normalnego życia, zawodu i rodziny, raczej nie myśleli o znaczeniu danej potyczki dla całej kampanii, nie kierowali się starannie nakreśloną strategią, a strach przed śmiercią lub utratą zdrowia stawiał pod znakiem zapytania zrozumienie dla sensowności jakiegokolwiek powodu, dla którego toczona jest wojna [16]. W momencie, gdy zmuszani byli do natarcia, wyjścia z okopu i rzucenia się na wroga, przez grad kul, pocisków i granatów, liczyła się dla nich tylko jedna strategia: bitwa była po prostu walką o przeżycie, każdy walczył o siebie i nie myślał o niczym innym, pragnął by wszystko skończyło się jak najszybciej: Staliśmy się groźnymi bestiami. Nie walczymy, ale bronimy się przed zagładą(…) W nasze ramiona i nogi uderza z mocą łomot ręcznych granatów, biegniemy skuleni jak koty, zagarnięci przez ową falę, która nas unosi, która robi z nas okrutników, zabójców, morderców, a niech i tak będzie: nawet diabłów. Zagarnięci przez falę, która przez strach, wściekłość i żądzę życia zwielokrotnia nasze siły, która szuka dla nas ocalenia i wywalcza je. Gdyby z tamtymi z naprzeciwka szedł twój ojciec, nie zawahałbyś się rzucić mu w pierś granatu [17].

Taka walka trwała przynajmniej kilka godzin i jeśli w tym czasie ktoś został ranny, to nie miał szans na udzielenie pomocy. Każdy miał przy sobie podstawowy zestaw opatrunkowy, ale przy cięższych ranach okazywał się niewystarczający, nie mówiąc już o porażeniach spowodowanych działaniem trującego gazu. Czasem żołnierz po prostu sam nie był w stanie sobie pomóc. Jeśli nie został dobity lub się nie wykrwawił, to leżał udając martwego, walcząc już tylko z bólem i przerażeniem czekając na zakończenie potyczki, by spróbować przedostać się do swoich towarzyszy. Jeśli jednak ranny nie był w stanie się poruszać, to musiał czekać na pomoc kolegów, w nadziei że uda im się go zlokalizować. Ostrzał snajperski uniemożliwiał swobodne przedostanie się do poszkodowanego. Czasem trwało to przez kilka dni. Ranny wołał o pomoc, umierając przez wiele godzin i nikt nie był w stanie nic zrobić. We wstrząsający sposób taką scenę opisuje Remarque: Niektórzy jednak muszą leżeć długo i słyszymy jak umierają. Jednego szukamy daremnie przez dwa dni. Z pewnością leży na brzuchu i nie może się odwrócić(…) Stopniowo chrypnie. Jego głos brzmiący tak rozpaczliwie może dochodzić zewsząd(…) Drugiego dnia człowiek ów przycichł. Daje się łatwo zauważyć, że zaschły mu usta(…) Wpierw ciągle krzyczał o pomoc (…) Dziś już tylko płacze. Pod wieczór głos przygasa i zmienia się w krakanie, ale jeszcze i przez całą noc cicho postękuje. Rankiem, gdy myślimy, że tamten już dawno zaznał spokoju, dochodzi nas gulgocące rzężenie [18]. Gdy ranny miał szczęście, to trafiał do szpitala polowego, który jednak szpitalem był tylko z nazwy i byli tacy, którzy woleli od razu zginąć niż tam się znaleźć [19]. Było to miejsce pozbawione wszelkich warunków higienicznych czy sanitarnych i zupełnie nie przystosowane do leczenia ciężkich obrażeń, jakie przeważnie charakteryzowały linię frontu. Również sama obsługa medyczna nie była przygotowana do leczenia takich przypadków [20]. Na domiar złego stale brakowało najpotrzebniejszych środków medycznych, zwłaszcza uśmierzającej ból morfiny, a lekarze nie mając możliwości leczenia obrażeń kończyn, w obawie przed zakażeniem całego ciała, po prostu je amputowali [21]. Stąd nawet niewielkie obrażenia odniesione w walce kończyły się często trwałym kalectwem, a nawet śmiercią. Koniec walki obnażał bilans strat, odsłaniał rozrytą pociskami ziemię pełną poległych żołnierzy, zdefragmentowanych ciał, wokół unosił się fetor, spalenizny, krwi i chloru, a zewsząd było słychać krzyki i jęki rannych ludzi i zwierząt [22]. Podobne obrazy i przeżycia nie mogły nie odcisnąć trwałego piętna na psychice i dalszym życiu żołnierzy. Niemal każdy był w szoku po wybuchowym, wielu znajdowało się na skraju wyczerpania nerwowego. Często zdarzały się przypadki tzw. paniki schronowej objawiającej się nagłą histerią i rozpaczliwą próbą wyrwania się z ziemnego schronu, mimo świadomości, że taki krok niósł za sobą pewną śmierć [23]. Każdy walczył też sam ze sobą, z depresją, samotnością, rozpaczą i bezradnością. Niezwykle przejmująco wspomina to Remarque: (…) jesteśmy otępiali od ciągłego napięcia. Jest to napięcie śmiertelne, drapiące wzdłuż rdzenia kręgowego niby wyszczerbiony nóż. Nogi nie chcą chodzić, ręce dygocą, ciało staje się cienką powłoką z trudem okrywającą powściągane szaleństwo, okrywającą nie kończący się ryk, który wydziera się niepowstrzymanie. Nie mamy już ciała ani mięśni, a ze strachu przed czymś nieobliczalnym nie jesteśmy w stanie patrzeć na siebie [24]. To w efekcie doświadczeń I wojny światowej w skład personelu wojskowego zaczęto włączać psychiatrów [25].

Żołnierze nie przebywali oczywiście w okopach bez przerwy. Po ok. ośmiu dniach spędzonych na pierwszej linii frontu, nie bez powodu nazywanej strefą śmierci, przerzucani byli na tyły, gdzie mieli 3 do 4 dni na odpoczynek i w miarę możliwości regenerację sił. Po kilku dniach musieli jednak wrócić i wszystko zaczynało się na nowo[26]. Ci którym udało się to wszystko przeżyć wracali często ze zrujnowanym zdrowiem, zdruzgotaną psychiką i bez perspektyw na dalsze życie: Jestem młody, mam dwadzieścia lat, ale w życiu nie poznałem niczego poza zwątpieniem, śmiercią, strachem i splotem najbezsensowniejszych powierzchowności z bezmiarem cierpienia(…) Przez całe lata naszym zajęciem było zabijanie. To był pierwszy zawód w naszym życiu. Nasza wiedza o życiu ogranicza się do śmierci. Co więc ma nastąpić potem? Kim mamy być [27] ? Na koniec nie sposób nie poruszyć jeszcze jednej kwestii. Wśród walczących armii, ilość zawodowych żołnierzy była niewielka. Większość stanowili zwykli ludzie, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Gdy byli powoływani dowódcy i politycy zapewniali, że wojna szybko się skończy i wszyscy na święta Bożego Narodzenia wrócą do domów. Tak się jednak nie stało. Żołnierze bardziej od wroga z przeciwnego okopu nienawidzili dowódców i rządzących, którzy wywołali wojnę, przedłużali ją w nieskończoność, kierując wszystkim z ciepłych i przytulnych gabinetów, podczas gdy oni ginęli od kul, granatów, chorób, zimna i z głodu [28]: Podczas gdy oni [politycy] ciągle jeszcze pisali i przemawiali, myśmy widzieli szpitale i umierających; kiedy oni służenie państwu nazywali czymś największym, myśmy już wiedzieli, że strach przed śmiercią jest silniejszy [29]. Taki stan rzeczy musiał powodować wzburzenie, złość i sprzeciw, ale ponieważ wszelka niesubordynacja na froncie karana była nawet śmiercią, bunty zdarzały się niezwykle rzadko [30]. Jednak sytuacje, w których rekruci masowo odmawiali wykonania rozkazu ruszenia do szturmu, miały miejsce dość często [31]. Wraz z przedłużającą się wojną wzrastała liczba przypadków dezercji i samookaleczenia [32]. Żołnierze zdawali sobie też sprawę, że ci po przeciwnej stronie znajdują się w podobnej sytuacji, że walczą i zabijają tylko dlatego, że są do tego zmuszani [33]. O tym, że walczący bardziej niż wzajemną nienawiścią darzyli się raczej zrozumieniem i świadomością wspólnej niedoli, świadczą przypadki niesienia pomocy rannym przeciwnikom [34] oraz przede wszystkim przypadki tzw. bratania się żołnierzy. W nocy 24 grudnia 1914 r. żołnierze walczących stron wychodzili z okopów i wspólnie przy ogniskach, na ziemi niczyjej obchodzili Boże Narodzenie, śpiewając kolędy, dzieląc się papierosami, zapasami jedzenia itd. Obie strony godziły się na zebranie i pogrzebanie zabitych. Rozegrano nawet mecz piłkarski. Wydarzenia te miały miejsce w różnych miejscach frontu zachodniego na całej jego długości oraz na froncie wschodnim i przeszły do historii jako „rozejm bożonarodzeniowy” lub „cud wigilijny 1914”. Brały w nim udział m.in. Londyńska Brygada Strzelców, 5. Dywizja Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, Pułk Westminster, jednostki belgijskie, francuskie oraz pułki saksońskie [35].

W niektórych miejscach zawieszenie broni trwało do 3 stycznia i zakończyło go dopiero wprowadzenie świeżych jednostek na linię frontu. Decyzje o rozejmie zapadały oddolnie, z inicjatywy niższych oficerów. Generałowie byli im zdecydowanie przeciwni, a bratanie się z wrogiem uznano za zdradę główną, ale ponieważ informacje z frontu dochodziły do nich z opóźnieniem nie zdążono w porę zareagować. W następnych latach na czas Bożego Narodzenia zarządzano natomiast intensywne ostrzały artyleryjskie pozycji wroga, by uniemożliwić powtórzenie się wydarzeń z grudnia 1914 r. Dowództwa oddziałów starały się też zniszczyć wszelkie ślady tamtych wydarzeń. Konfiskowano zdjęcia, cenzurowano listy i notatki. Pamięć o świątecznych rozejmach jednak przetrwała , a we francuskiej miejscowości Frelingien znajduje się pomnik upamiętniający jeden z nich [36]. Pierwsza wojna światowa, pod wieloma względami była wyjątkowa i przełomowa na tle innych wcześniejszych konfliktów na przestrzeni dziejów. Nie tylko pod względem taktycznym, technicznym czy rozległości obszarów nią ogarniętych, ale także ze względu na towarzyszące jej okrucieństwo i liczbę ofiar. Pod broń powołano 65 mln ludzi, z czego 9,5 mln zginęło w walce, kolejne 10 mln z powodu głodu i chorób oraz ciągłej poniewierki, a 20 mln odniosło rany [37]. Trudno uwierzyć, że zaledwie kilka lat później wybuchł kolejny światowy konflikt, który przyćmił rozmiarami ten poprzedni. Przeżywając kolejną rocznicę wybuchu lub zakończenia I wojny światowej trzeba pamiętać nie tylko o datach i najważniejszych wydarzeniach, ale także o tragicznej młodości ludzi początku XX w., którzy przeszli przez piekło okopowej egzystencji, a kilka lat później, choć w innych już warunkach, znów musieli wrócić na front, tym razem II wojny światowej i z bronią w ręku i przeżywać wszystko od nowa, tracąc kolejna lata życia lub w ogóle życie. Warto też zmusić się do refleksji i wyobrazić sobie siebie w tamtej sytuacji, na dnie okopu, przerażonego, głodnego, brudnego i okropnie zmęczonego. Wtedy zupełnie inaczej poznaje się historię i odkrywa ją na nowo.

Opracowanie
Michał Jankowski

Artykuł użyczony ze strony www.papricana.com
Uzupełniające pocztówki: zbiory prywatne B.Mucha

Przypisy:
[1] Erich Maria Remarque, Na zachodzie bez zmian, Olsztyn 1992, s. 36.
[2] Historia I Wojny Światowej Front Zachodni 1914-1916. Od planu Schliffena do Verdun i Sommy, red. Charles Catton, Poznań 2010, s. 105.
[3] Historia I Wojny Światowej(…) op.cit., s. 105.
[4] Ibidem, s. 155. Historia I Wojny Światowej(…) op.cit., s. 103.
[5] E.M. Remarque, op.cit., s. 47.
[6] Ibidem, s. 62. Janusz Pajewski, Pierwsza Wojna Światowa 1914-1918, Warszawa 1998, s. 378.
[7] Thomas Weber, Pierwsza wojna Hitlera, Adolf Hitler, żołnierze pułku Lista i pierwsza wojna światowa, Poznań 2011, s. 84.
[8] Cyt. Za: ibidem, s. 84.
[9] J. Pajewski, op.cit. s. 378. T.Weber, op.cit., s. 125-126.
[10] E.M. Remarque, op.cit., s. 75.
[11] Historia I Wojny Światowej(…), op.cit., s. 149.
[12] Ibidem, s. 161.
[13] Wielka historia świata, t. 10, 1870-1945, red. Marian Szulc, Warszawa 2004, s. 57.
[14] Historia I Wojny Światowej(…) op.cit., s. 100.
[15] E. M Remarque, op.cit., Olsztyn 1992, s.74.
[16] Ibidem, s. 116.
[17] Ibidem, s. 68.
[18] Ibidem, s. 74.
[19] Ibidem, s. 135-136.
[20] Historia I Wojny Światowej(…) op.cit., s. 76.
[21] E.M. Remarque, op.cit., s. 135.
[22] Ibidem, s. 79.
[23] Ibidem, s. 66.
[24] Ibidem, s. 67.
[25] Wielka historia świata, t. 10, 1870-1945, op.cit., s. 55.
[26] J. Pajewski, op.cit., s. 377.
[27] E.M. Remarque, op.cit., s. 147.
[28] Józef Iwicki, Z myślą o niepodległej. Listy Polaka żołnierza armii niemieckiej z okopów I wojny światowej 1914-1918, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk 1978, s. 57.
[29] E.M. Remarque, op.cit., s. 14.
[30] J. Pajewski, op.cit., s. 474-475.
[31] Ibidem, s 475; T. Weber, op.cit, s. 74.
[32] T. Weber, op.cit., s. 206.
[33] E.M. Remarque, op.cit., s. 126
[34] Ibidem, s. 124-126.
[35] T.Weber,op.cit.,s.90-91.Waldemar L. Janiszewski,
http://dzienniknowy.pl/aktualności/pokaz/21199.dhtml, dostęp 19.05.2012, 9:39.
[36] Ibidem.
[37] Antoni Czubiński, Historia powszechna XX w., Poznań 2006, s. 120.

 

Broń okopowa na frontach Wielkiej Wojny – Bogdan Mucha

Wedle przyjętej terminologi, broń obuchowa (sieczna lub miażdżąca) jest nazwą każdego typu broni białej przeznaczonej do zadawania ciosów lub cięć miażdżonych. Zazwyczaj ma postać metalowego żeleźca lub głowicy na drewnianym trzonie lub krótkim drzewcu. Broń miażdżąca przestała mieć znaczenie wojskowe z końcem średniowiecza, choć nadal używana jako broń chłopska podczas powstań do XVIII a nawet XIX wieku. Niektóre rodzaje broni obuchowej (buława, buzdygan) przekształciły się w oznaki władzy wojskowej. Nieco dłużej służyła w wojsku broń obuchowo-sieczna, przeznaczona do zadawania cięć miażdżących (wszystkie rodzaje toporów i siekier bojowych, oraz ich pochodne). Topory (mniejsze i lżejsze niż te średniowieczne) były na wyposażeniu armii europejskich do XVII-XVIII wieku ze względu na swą uniwersalną możliwość stosowania nie tylko jako broń ale i jako narzędzie przy pracach saperskich. W tym miejscu czas na pytanie. Czy przytoczone tutaj śmiercionośne akcesoria zakończyły swój żywot bezpowrotnie w minionych wiekach ? Wiadomo powszechnie, że I wojna światowa była wojną pozycyjną, a to znaczy, że żołnierze walczących ze stron walczyli w okopach i spędzali w nich praktycznie cały czas (zwłaszcza na froncie zachodnim). Długie karabiny z nasadzonymi nań bagnetami były bronią nie tyle nie najlepszą do posługiwania się w ciasnych okopach co całkowicie nieporęczną i nieprzydatną. Znamienne są w tym miejscu słowa Ernesta Borgwine, odtwarzającego postać żołnierza Stanislausa Katczinskyego w filmie pt. Na Zachodzie bez zmian (ekranizacja powieści Ericha Marii Remarque): ... Twoja saperka jest lepsza od bagnetu, walniesz nią człowieka pod brodą i możesz od razu odciąć mu głowę, jest także dobra do bicia bo jest ciężka, uderz człowieka między szyją a ramieniem i możesz do rozciąć na dwoje. To czystsza robota, bagnet klinuje się między żebrami, musisz go kopnąć żeby go wyciągnąć. Zabiera to tyle czasu, że już jesteś martwy. Dlatego też w walce bezpośredniej, twarzą w twarz mając ograniczone pole ruchu, miażdżono czaszki przeciwnika czym popadło. Śmiertelne ciosy zadawano równie dobrze saperkami jak i różnego rodzaju toporkami, pałkami oraz maczugami, które najeżone były ostrymi ćwiekami i kolcami. Broń tego rodzaju wykonywana była zazwyczaj własnoręcznie przez samych żołnierzy z przedmiotów, które dostępne były akurat pod ręką (odłamki granatów i pocisków, wszelkiego rodzaju pręty, druty, ćwieki do podkuwania butów, gwoździe i inne fragmenty żelaza a także grube kawałki twardego drewna). W wielu przypadkach przy większej ilości wolnego czasu, pomysłowości oraz zdolności manualnych, powstawały naprawdę śmiercionośne akcesoria obuchowe nawiązujące stylistyką do broni rodem ze średniowiecza. Obok nich w powszechnym w użyciu była również broń kłująco-sieczna krótka, a więc bagnety (czasami przerabiane przez skrócenie), sztylety (czasami posiadające osłonę rękojeści w formie kastetu) i wszelkiego rodzaju noże okopowe.

Broń kłująco-sieczna krótka

 

Francuskie noże okopowe "Nails" w trzech odmianach

 

Brytyjski sztylet okopowy "Robbins Dudley"

 

Amerykański sztylet - kastet US 1917

 

Amerykański sztylet - kastet US 1918

 

Skrócony francuski bagnet Lebel M1886

 

Brytyjski nóż okopowy - kastet

 

Niemiecki nóż okopowy

 

Sztylet - samoróbka USA lub Wielka Brytania

 

Francuski nóż okopowy M1916

 

Zestawienie broni kłująco-siecznej krótkiej oraz obuchowej

 

Broń obuchowa sieczna i miażdżąca

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Żołnierze z niemieckich Kompani Szturmowych uzbrojeni w pałki okopowe (archiwum autora)

Żołnierze Austro-Węgierscy z pałkami okopowymi (archiwum autora)

 

Ilustracje: archiwum autora

Opracowanie
Bogdan Mucha

© 2022 Żarowska Izba Historyczna

Tuesday the 16th. By BlueHost Review and Affiliate Marketing.