Strona główna
Hrabiowie von Matuschka-Spättgen - właściciele Pyszczyna w latach 1727-1945
W XVI wieku dobra pyszczyńskie i granicząca z nimi „łąka krukowska” miały status dóbr lennych. Prawnym właścicielem wsi Pitschen (Pyszczyn) było biskupstwo wrocławskie, a „łąki” Korona (władca księstwa świdnickiego). W 1522 roku Friedrich von Reichenbach otrzymał list lenny, będący potwierdzeniem wykupu prawa do dzierżenia "łąki krukowskiej". W 1540 roku biskup wrocławski Baltazar von Promnitz wystawił von Reichenbachowi podobny list na dobra pyszczyńskie. Wieś mogła być jednak dziedziczona tylko przez męskich potomków rodu, natomiast krukowskie także przez kobiety. Uprawnienia lenników były dość rozległe, m.in. za zgodą właściciela mogli zaciągać pożyczki pod zastaw dóbr i zapisywać na nich dożywocia. W rękach szlacheckiego rodu von Reichenbach, dobra pyszczyńskie pozostały przez 184 lata. Ostatni pan na Pyszczynie, Hans Heinrich von Reichenbach zmarł 11 sierpnia 1724 roku nie doczekawszy się męskiego potomka. W tej sytuacji 12 kwietnia 1727 roku, biskup wrocławski nadał lenno Heinrichowi Gottfriedowi baronowi von Spättgen, właścicielowi podlegnickiego Ulesia oraz kilku majątków na wschód od Grodkowa: Dębiny, Głębocka, Tarnicy i Żelazna. Baron von Spättgen, władał Pyszczynem do roku 1744. Przed swoją śmiercią udało mu się jednak załatwić przekazanie lenna mężowi swojej córki Józefy, Friedrichowi Rudolfowi baronowi, a od 1744 roku hrabiemu von Matuschka, który po śmierci teścia przyjął jego herb i tytuł. Hrabiowie von Matuschka, baronowie Toppolczan-Spättgen władali Pyszczynem aż do 1945 roku. Początkowo jako lenno biskupie, które w 1843 roku wykupili od skarbu państwa. Oprócz Pyszczyna w skład rozległych włości rodu, od lat 80-tych XVIII wieku, wchodziły jeszcze: miasto Biała, 9 wsi, 10 folwarków. Całość gruntów posiadała powierzchnię wynoszącą 6 031 ha. Friedrich Rudolf hrabia von Matuschka, baron Toppolczan-Spättgen zarządzał Pyszczynem do roku 1750. Po jego śmierci majętność przejął jego syn Heinrich Gottfried, który biskupi list lenny otrzymał dnia 5 września 1750 roku. Heinrich Gottfried, jako uczony, astronom, fizyk, matematyk i znawca śląskiej flory, był bodaj najbardziej znanym i cenionym przedstawicielem rodu hrabiów von Matuschka.
Czytaj więcej: Hrabiowie von Matuschka-Spättgen - właściciele Pyszczyna w latach 1727-1945
Obóz jeniecki w Żarowie - materialne ślady
Żarów, ul. 1 Maja, przed wojną nosząca nazwę Striegauerstrasse. Dzisiaj jest to spokojna uliczka wiodąca na ogródki działkowe, przy której znajduje się Szkoła Podstawowa oraz ciąg budynków mieszkalnych. Wedle licznych relacji mieszkańców Żarowa oraz wspomnień jeńców francuskich, które nadesłała nam pani Valérie Tinon-Renaud z Metz, ulica ta prowadziła w latach 40-tych do obozu jenieckiego, który mieścił się na terenie obecnych ogródków działkowych. Temat ten poruszaliśmy już trzykrotnie, dzisiaj ponownie powraca on za sprawą wczorajszej wizyty u pana Zygmunta – mieszkańca Żarowa, którego ogród znajduje się w części, którą jak sam nazywa "tutaj była komendantura obozu". Wszystko zaczęło się od wiadomości mailowej, którą odebraliśmy w sobotnie przedpołudnie. Pani Patrycja – wnuczka pana Zygmunta napisała ... Przeczytałam pana artykuły o obozie jeńców w Żarowie. Na stałe mieszkam za granicą, teraz jestem na wakacjach u rodziny w Żarowie, mój dziadek ma ogródek w tym miejscu i wiele przedmiotów, które tam znalazł. Właśnie rozmawiałam z nim o tym, proszę do niego zadzwonić, podaję numer. Kiedy podczas rozmowy telefonicznej usłyszeliśmy ... mam trochę tego, łyżki, guziki, maszynki do golenia, zegarek... jak pan chce to zapraszam do mnie na ogródek, wiadomo było, że mogą to być bardzo interesujące przedmioty. W dwie godziny później mogliśmy zobaczyć wszystko na własne oczy oraz posłuchać o czym opowiada pan Zygmunt. Jak sam mówi ... działkę mam już 39 lat, najpierw tam dalej miałem, a potem tutaj gdzie teraz jesteśmy. Na początku było tutaj pełno krzaków, wszystko było zarośnięte i zapuszczone. Postawiłem murowaną altanę, ogrodzenie i zasadziłem te drzewa. ... tam dalej było pełno gruzu, skamieniałych worków z cementem, a po lewej stały jeszcze po wojnie trzy drewniane baraki. Niemcy nie zdążyli chyba wszystkiego zniszczyć. Potem ludzie przychodzili i sami tak po desce rozebrali wszystko. Wyglądało to wtedy na jakiś obóz lub coś takiego podobnego. Wszyscy tak mówili ... jakieś 15 lat temu był tutaj taki Niemiec, chodził po ogródkach i miał ze sobą kamerę. Mówił, że jego brata tutaj zastrzelili bo nie wykonał rozkazu. Był tutaj ponoć strażnikiem. Tu gdzie ja mam ogródek to mówił, że była komendantura, a tam dalej baraki dla więźniów. Chodził później też po tym starym cmentarzu i był na stacji kolejowej ...od początku jak wziąłem ogródek to z ziemi wydłubało się coś na jesień albo wiosnę przy kopaniu i grabieniu. Odkładałem do tej dużej doniczki. Mam jeszcze gdzieś kawałki drutów kolczastych, ale muszę poszukać. ... kilka rzeczy jest z tego ogródka obok, sąsiad wiedział, że zbieram to i mi przynosił. Kiedyś wnuki się do tego zabrali i chcieli do zabawy, ale im nie dałem. Mi to jest nie potrzebne, a w muzeum można postawić to się panu przyda. Jak znajdę te druty to też przyniosę.
Wałbrzyski "złoty pociąg" - prawda czy kolejny fałszywy trop
Ledwie ustąpiły nękające nas przez dłuższy czas upały, a już wybuchła kolejna gorączka. Tym razem jest to "gorączka złota i diamentów". Wszystko za sprawą sensacyjnej informacji, która jak burza obiegła wszystkie możliwe media. Mianowicie wedle doniesień do starosty powiatu wałbrzyskiego dotarło pismo, w którym dwaj wspólnicy Polak i Niemiec, reprezentowani przez kancelarię prawną zgodnie z Ustawą z dnia 20 lutego 2015 r. o rzeczach znalezionych (Dz.U. z 2015 r. poz. 397), zawiadomili o znalezieniu pociągu pancernego z czasów II wojny światowej. Pociąg ten zawiera prawdopodobnie dodatkowe urządzenia w postaci np. dział samobieżnych ustawionych na platformach. Pociąg mieści w sobie także przedmioty wartościowe, cenne materiały przemysłowe oraz kruszce szlachetne. Ponadto panowie wystąpili o przysługujące im znaleźne, czyli wedle ustawy 10% wartości rzeczy znalezionych. Informacja zatem bardzo sensacyjna, a namierzony pociąg od razu okrzyknięty został legendarnym "złotym pociągiem", który pod koniec wojny miał przewozić niesamowite kosztowności z Wrocławia i dosłownie zniknął na torach gdzieś za Świebodzicami. Minęło 70 lat. Poszukiwaczy owego skarbu było już wielu, a teorii, gdzie ukryto "złoty pociąg" jeszcze więcej. Jak do tej pory nie odnaleziono niczego i zadać należy pytanie, czy w ogóle prowadzono jakiekolwiek poszukiwania, a może tylko wiele o tym mówiono. Nie nam jednak dokonywać oceny, gdyż leży to poza obszarem naszych działań i zainteresowań. Owa rzec już można kolejowa "gorączka złota i diamentów" jaka nakręcona została siłą medialną nie może pozostać jednak bez kilku słów i z naszej strony, gdyż jakikolwiek pociąg wiozący ładunek z Wrocławia w stronę Wałbrzycha musiał przecież przejechać przez stacje kolejowe w Imbramowicach i Żarowie. Ale po kolei. Jak donosi portal wiadomości.onet.pl odkrywców "pancernego pociągu" reprezentuje wrocławski radca prawny pan Jarosław Chmielewski, który udzielił krótkiego wywiadu dziennikarzom portalu onet.pl .
Czytaj więcej: Wałbrzyski "złoty pociąg" - prawda czy kolejny fałszywy trop
Tajne blaszane archiwum z Tarnawy
Prostokątne, cynkowe blaszki zawierające wybite imię i nazwisko, adres oraz cyfry. Czym są te przedmioty i do czego służyły ? Na stronie internetowej Ogólnopolskiego Miesięcznika Odkrywca przeczytać możemy: jest to frankownica.Owa matryca służyła do automatycznego adresowania druków , kopert i innych dokumentów. Używano tego w bankach, zakładach pracy itd. wszędzie tam gdzie istniał zbiór ludzi którym systematycznie trzeba było coś wysyłać – korespondencję, rachunki, listy płac itd. wykorzystywane były w ewidencji pracowników większych fabryk. Ząbki na górze służyły do ustawień w maszynie. System ten sprzedała hitlerowcom amerykańska firma IBM. System był związany z sygnowaniami pół automatycznymi, był wyciskany tak jak matryce czcionek, w tym wypadku, naniesionych danych osobistych na owe blaszki, które można było, po prostu odbić na rewersie korespondencji, zamiast pisania całego adresu ręcznie. Część danych była zakodowana. Ale czy na pewno omawiane tabliczki służyły do zwykłego adresowania korespondencji ? Przecież na kopercie nie odbijano dat oraz całych ciągów cyfr zagadkowego przeznaczenia. Niezwykle interesujące informacje dotyczące metalowych płytek odnaleźć można w artykule Zbigniewa Gruszka pt. Potencjał zbrojeniowy DAG-FABRIK Bromberg. Autor pisze w nim: w Muzeum Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy znajduje się plik blaszek z nazwiskami pracowników DAG-FABRIK BROMBERG. Zbiór dotyczy osób zatrudnionych w latach 1939–1944 w produkcji lub przy montażu fabryki. Mieści się na 1389 płytkach cynkowych o wymiarach 110 x 50mm. Oprócz tego muzeum posiada szczegółowy opis 205 zaginionych analogicznych tabliczek, którymi dysponowała Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich. Każda z płytek-tabliczek zawiera dane dotyczące poszczególnej osoby wymienionej w ww. zbiorze. Tabliczki znaleziono przypadkowo w dwóch różnych miejscach, oddalonych o 500 i 700 m od budynku, gdzie mieściła się dyrekcja DAG. Znajdowały się w gruncie w zmurszałych drewnianych skrzynkach lub zawinięte były w papier. Prawie 200 tabliczek znaleźli w 1987 roku uczniowie Zasadniczej Szkoły Zawodowej nr 2 w Bydgoszczy obok budynku mieszkalnego przy ul. Zakole 6. Tabliczki przekazano Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, skąd trafiły do Wydziału Kryminalistyki WUSW.
Dokumenty sprzed ponad 140 lat pozostawione na mrowińskim strychu
Co można znaleźć na strychach, czy tylko cała masa niepotrzebnych i nieużywanych już rzeczy ? A może bardzo interesujące dokumenty sprzed ponad 140 lat ? Jak się okazuje i jedno i drugie. Jakiś czas temu do Żarowskiej Izby Historycznej zawitał pan Dariusz Wysocki, obecnie mieszkaniec Lubina, który wychował się w Mrowinach. Przyniósł ze sobą trzy zeszyty, dwa duże i jeden mały. Te większe opatrzone zostały napisami: 1890 Dom. - Tarnau (skrót od Dominium Tarnawa) oraz nazwami miesięcy: Jaunar, September (styczeń i wrzesień). Po ich otworzeniu byliśmy zdumieni. Pierwszy zeszyt zawierał bowiem szczegółowy opis i wykaz majątku w Tarnawie, który spisano w 1869 roku i opatrzono pieczęciami Królewskiej Pruskiej Komisji Generalnej dla Śląska. Dokument ów powstał po tym jak w 1868 roku spadkobiercy hrabiny von Fürstenburg sprzedali dominium mrowińskie (w tym Tarnawa) oraz Imbramowice przedsiębiorcy żarowskiemu Karlowi von Kulmiz. Drugi zeszyt zawierał z kolei różnego rodzaju rachunki, w większości wystawione w 1890 roku w Mrowinach (Conradswalde), ale również datowane na 31 grudnia 1889 roku rachunki Królewskiej Apteki "Adler" z Żarowa, należącej wówczas do niejakiego Maxa Abela i wystawione dla dominium w Tarnawie. Pośród dokumentów znalazy się także druki transportu kolejowego z adnotacjami i pieczęciami dworca w Żarowie (Saarau) oraz Królewskiej Dyrekcji Kolei we Wrocławiu. Trzeci najmniejszy zeszyt okazał się być dziennikiem wojennym (Kriegestagbuch) z 1942 roku. Spisywane zazwyczaj przez żołnierzy na froncie, dzienniki takie były popularne w latach I i II wojny światowej. Ten egzemplarz powstał akurat w domowym zaciszu o czym świadczą wklejone wycinki prasowe, których większość pochodzi z regionalnej gazety Neue Volksblätter Bersenbrück (miasto i powiat w zachodnich Niemczech, w powiecie Osnabrück). Dziennik prowadzony był od 1 czerwca do 24 lipca 1942 roku. Jego anonimowy autor każdego dnia dokonywał wpisu, będącego krótką relacją wybranego wydarzenia z frontu oraz wklejał wycinek prasowy. W ten sposób zapełnione zostały 34 strony, które w propagandowym tonie donoszą o sukcesach Armii Niemieckiej w Afryce, na froncie wschodnim oraz na morzu. Wszystkie trzy zeszyty wraz z ich zawartością, pan Dariusz znalazł lata temu na starym strychu w Mrowinach. Jak sam mówił jako nastolatek musiał wszędzie wejść i zajrzeć. Interesowała i interesuje go nadal historia. Znalezione, niepotrzebne nikomu dokumenty zabrał ze sobą i w taki właśnie sposób przeleżały u niego przez kolejne lata. Do Żarowskiej Izby Historycznej, przekazał je osobiście bez wyglądania przy tym jakiejkolwiek nagrody lub zapłaty. Wystarczył mu zwykły uścisk dłoni i słowo "dziękuję". Właśnie taki gest zasługuje na najwyższy wyraz uznania. Cóż bowiem znaczą przy tym wszystkie przepisy o ochronie zabytków, jeśli człowiek sam nie będzie pielęgnował tego co go otacza. Dzięki takim ludziom możemy wzbogacać historię naszej "małej ojczyzny" i przekazywać ją dla potomnych. Długi czas poświęciliśmy na studiowanie przekazanych przez pana Dariusza materiałów i choć nie wszystkie są jeszcze w pełni przetłumaczone, to dzisiaj możemy się nimi pochwalić. Całość podziwiać będzie można na wystawie, zorganizowanej w 5-ą rocznicę utworzenia Żarowskiej Izby Historycznej.
Czytaj więcej: Dokumenty sprzed ponad 140 lat pozostawione na mrowińskim strychu
Współpraca z działem naukowo-badawczym Muzeum Gross-Rosen w Rogoźnicy
Obóz Gross-Rosen powstał w sierpniu 1940 roku jako filia KL Sachsenhausen, której więźniowie przeznaczeni byli do pracy w miejscowym kamieniołomie granitu. Pierwszy transport przybył tam 2 sierpnia 1940 roku. 1 maja 1941 roku Arbeitslager Gross-Rosen uzyskał status samodzielnego obozu koncentracyjnego. W pierwszych dwóch latach istnienia KL Gross-Rosen był małym obozem nastawionym w dalszym ciągu na obsługę kamieniołomu. Mordercza 12-godzinna praca w kamieniołomie, głodowe racje żywnościowe, brak należytej opieki lekarskiej, nieustanne maltretowanie i terroryzowanie więźniów zarówno przez załogę SS, jak i więźniów funkcyjnych powodowały duża śmiertelność, a KL Gross-Rosen był postrzegany jako jeden z najcięższych obozów koncentracyjnych. Zasadnicza rozbudowa obozu Gross-Rosen przypada na rok 1944, zmienia się również jego charakter; obok centrali w Gross-Rosen powstają liczne filie (około 100) zlokalizowane przede wszystkim na terenie Dolnego Śląska, Sudetów i Ziemi Lubuskiej. Do największych należały obozy: AL Fünfteichen w Jelczu, 4 obozy we Wrocławiu (Breslau), Dyhernfurth w Brzegu Dolnym, Landeshut w Kamiennej Górze oraz w zespół obozów Riese zlokalizowanych w Górach Sowich. Ogółem przez Gross-Rosen – obóz macierzysty i jego filie – przeszło około 125 000 więźniów, w tym również więźniowie nie rejestrowani, przywożenia do obozu na egzekucję, np. 2 500 radzieckich jeńców wojennych. Do najliczniejszych grup narodowościowych w kompleksie Gross-Rosen (obóz główny i jego filie) należeli Żydzi (obywatele różnych państw europejskich), Polacy oraz obywatele byłego Związku Radzieckiego. Szacunkowa liczba ofiar obozu Gross-Rosen wynosi około 40 000. Jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach tego obozu była jego ewakuacja. Podczas transportów (nawet kilkutygodniowych) zginęło wiele tysięcy więźniów. Od jesieni 1943 roku do lutego 1945 roku działał na terenie KL Gross-Rosen wychowawczy obóz pracy wrocławskiego gestapo (AEL), przez który przeszło 4 200 więźniów.
Czytaj więcej: Współpraca z działem naukowo-badawczym Muzeum Gross-Rosen w Rogoźnicy
"Czarni Husarzy" z pułku von Lossow w kawaleryjskich potyczkach pod Pożarzyskiem i Górą Pyszczyńską w 1761 roku
Europejskim epizodem wielkiej wojny siedmioletniej z lat 1756-1763, był prusko-austriacki konflikt militarny o Śląsk, który w literaturze określany jest zazwyczaj jako III wojna śląska (I – 1740-1742, II – 1744-1745). Zmagania, o których mowa rozpoczęły się 29 sierpnia 1756 roku od wtargnięcia wojsk pruskich, pod wodzą króla Fryderyka II Wielkiego, do Saksonii. Przeciwko Prusom wystąpiła wówczas Austria, która od 1757 roku była w koalicji z Rosją. W sierpniu 1759 roku w bitwie pod Kunowicami oddziały pruskie zostały pokonane przez połączoną armię sprzymierzonych. W październiku 1760 roku przez kilka dni Austriacy i Rosjanie okupowali Berlin. Latem 1761 roku król Prus Fryderyk II w obawie przed utratą twierdzy świdnickiej, przybył na Śląsk z 54 000 armią. 19 sierpnia siły pruskie przemaszerowały idąc od strony Osieka przez Górę Pyszczyńska, Tarnawę, Weselinę i Pożarzysko docierając do Domanic, gdzie nocowały. Następnego dnia armia pruska przeszła pod Bolesławice Świdnickie i założyła umocniony obóz, który wyznaczały miejscowości Jaworzyna Śląska, Bolesławice, Nowice, Wierzbna, Piotrowice Świdnickie, Czechy, Pasieczna, Stary Jawornik, Nowy Jawornik oraz Tomkowa. Najsilniejszą pozycję pruską stanowił szaniec usypany na wzgórzu w pobliżu Wierzbnej, z którego w razie klęski miano osłaniać odwrót armii Fryderyka II. Dowództwo nad nim objął generał Hans Joachim von Ziethen. Obóz wojsk pruskich osaczony został z trzech stron, od południa, zachodu i północy przez 130-tysięczną armię austriacko-rosyjską. Dowodzili nią feldmarszałkowie Gideon Ernst von Laudon i Aleksander Borisowicz Buturlin. Austriacy zajmowali pozycje od Olszan, przez Mokrzeszów, Komorów po Bystrzycę Dolną. Korpus generała Josepha von Brentano kwaterował w okolicy Mikoszowej, Przyłęgowa i Łażan, mniejsze oddziały znajdowały się w Skarżycach oraz między Pastuchowem a Czechami. Główne siły rosyjskie Buturlina rozłożyły się obozem od Olszan po Strzegom. Korpus generała Zachara Grigoriewicza Czernyszewa stał u południowego podnóża Góry Zwycięstwa i Wzgórz Jaroszowskich. Korpus kawalerii generała Gustawa Gustawowicza Berga od Łażan, przez Żarów, Bożanów po Kalno. Niesnaski pomiędzy Laudonem i Buturlinem w kwestii taktyki przeciw Prusakom, a także brak zapasów żywności, doprowadziły 9 września do wycofania głównych sił rosyjskich. Buturlin pozostawił Austriakom jedynie 12 000 żołnierzy z korpusu generała Czernyszewa. Nazajutrz z blokady armii pruskiej wycofali się w końcu sami Austriacy, którzy wymaszerowali do dawnego obozu pod Mokrzeszowem. 26 września obóz pod Bolesławicami opuściła armia pruska Fryderyka II, która udała się w kierunku Ziębic. Miejscowa ludność odetchnęła w końcu z ulgą. W cztery dni później w nocy z 30 września na 1 października 1761 roku 15 000 żołnierzy generała Laudona zdobyło twierdzę świdnicką.
Historia techniki II wojny światowej: Volkswagen na froncie
Historia koncernu Volkswagen rozpoczęła się w 1931 roku, kiedy firma Zündapp zwróciła się do Ferdinanda Porsche o przygotowanie projektu taniego samochodu. Ukryto go pod nazwą Type 12. Rozwinięciem tego projektu była współpraca z firmą NSU, która zaowocowała prototypem Type 32. W 1933 roku F. Porsche poznał Adolfa Hitlera, który zażyczył sobie, by Porsche stał się nadwornym konstruktorem ówczesnych Niemiec. 17 kwietnia 1934 roku Ferdinand Porsche zaprezentował niemieckiemu rządowi projekt samochodu – legendarnego Garbusa. Była to odpowiedź na oczekiwania Hitlera, który domagał się taniego, rodzinnego samochodu. W zamyśle, Hitler chciał odciążyć kolej, która była z roku na rok coraz bardziej niewydolna. Po wielu zbudowanych prototypowych modelach (konkretnie było ich 9) zatwierdzono w 1938 roku do produkcji seryjnej w przyszłej fabryce VolkswagenWerk GmbHprojekt „Porsche typ 60”. O prawdziwości tych zapowiedzi miała świadczyć oficjalna uroczystość państwowa, jaka odbyła się 26 maja 1938 roku w Fallersleben (Dolna Saksonia). Wtedy to położono kamień węgielny pod budowę przyszłej fabryki KdF-wagena (Kraft durch Freude-wagen), a Adolf Hitler ochrzcił pojazd tytułem: „niemiecki samochód ludowy”. Oficjalna produkcja KdF-wagena (późniejszego Volkswagena) w wersji cywilnej („garbusa”) rozpoczęła się 11 lipca 1941 roku i zakończyła 7 sierpnia 1944 roku. Zakłady wykorzystywały robotników przymusowych i więźniów obozów, w tym Arbeitsdorf. Łącznie w różnych wersjach nadwoziowych (kabriolet, sedan i kabrio-limuzyna) zakłady KdF-wagen Stadt wyprodukowały 630 sztuk. Pozostałe odmiany KdF-wagena (Schwimmwagen typ 166 – amfibia, Kubelwagen typ 82 – łazik terenowy, oraz wojskowy „garbus” typ 92, 82E i w wersji z napędem 4x4 jako typ 87) były przeznaczone dla armii niemieckiej. Ale cywilne KdF-wageny z lat 1941-1944 po II wojnie światowej uznano za prototypy, pomimo że niczym nie różniły się od pierwszych powojennych Volkswagenów „garbusów” produkowanych do 1949 roku. Powojenna produkcja ruszyła we wrześniu 1945 roku na potrzeby armii brytyjskiej, choć pierwotnie fabrykę w pobliżu Fallersleben przeznaczono do likwidacji. Wtedy też doszło do oficjalnego powstania marki Volkswagen.
Czytaj więcej: Historia techniki II wojny światowej: Volkswagen na froncie
Nazistowski plan 4-letni i rola syntetycznego kauczuku produkowanego w Żarowie
W latach 1936-1940, partia nazistowska w Niemczech realizowała tzw. plan czteroletni (niem. Vierjahresplan), którego głównymi założeniami były redukcja bezrobocia, rozwój przemysłu chemicznego, w tym produkcja włókien syntetycznych i syntetycznej benzyny, szeroki program robót publicznych, pobudzenie przemysłu samochodowego i budownictwa autostrad. Ponadto przewidywano rozwój sił zbrojnych poprzez zwiększenie liczebności armii i rozwój nowych rodzajów broni, które zostały Niemcom zabronione po ich klęsce w I wojnie światowej. Za realizację całego projektu w dniu 18 października 1936 roku, odpowiedzialny został naczelny dowódca lotnictwa Hermann Göring. W ten sposób siły zbrojne uzyskały znaczący wpływ na gospodarkę Niemiec. Hitler postawił następujące zadania: niemiecka armia musi w ciągu 4 lat osiągnąć stan gotowości bojowej, niemiecka gospodarka musi być w ciągu 4 lat gotowa do wojny. Produkcja wybranych artykułów przemysłowych i wydobycie surowców w Niemczech w latach 1936−1939 przedstawiały się w następujący sposób: w roku 1936 wydobywano bądź produkowano: 444,7 tys t. ropy, aluminium 97, kauczuku syntetycznego 1, samolotów w tym wojskowych 5 112 tys., samochodów osobowych 244,3 tys., autobusów i samochodów ciężarowych 57,3 tys. W roku 1939 przemysł niemiecki osiągnął następujące wskaźniki: 884,9 tys. t ropy, aluminium b/d, kauczuk syntetyczny 22 tys. t. W 1945 roku Hermann Göring, pytany podczas przesłuchania przez amerykańskiego specjalistę w dziedzinie finansów Herberta Dubois, powiedział: "ja właściwie nigdy nie byłem biznesmenem. Miałem się zająć zupełnie czymś dla mnie nowym. Otrzymałem zadanie zorganizowania niemieckiej gospodarki, toteż poświęciłem całą energię działaniom inicjującym. Z upływem czasu wiele się nauczyłem. Moim głównym celem stało się wyżywienie narodu… oraz przekształcenie Niemiec w kraj samowystarczalny pod względem gospodarczym. Najważniejszymi surowcami były stal, ropa naftowa i kauczuk". Warto przy tym dodać, że na produkcję sztucznej gumy, zamiast zakupu naturalnego kauczuku, państwo zdecydowało się ponosić siedmiokrotnie wyższe koszty produkcji, a jeszcze pod koniec 1935 roku import zabezpieczał 96% całkowitego zapotrzebowania na ten surowiec. Podczas realizacji planu czteroletniego do grona producentów sztucznego kauczuku (także innych produktów), dołączyła fabryka chemiczna w Żarowie, nosząca wówczas nazwę Silesia Verein chemischer Fabriken Saarau.
Czytaj więcej: Nazistowski plan 4-letni i rola syntetycznego kauczuku produkowanego w Żarowie
III Dolnośląski Piknik Militarny w Ludwikowicach Kłodzkich 1.08.2015 r. - fotorelacja
Ludwikowice Kłodzkie (niem. Ludwigsdorf), to wieś położona w województwie dolnośląskim, w powiecie kłodzkim, w gminie Nowa Ruda nad rzeką Włodzicą. Ludwikowice Kłodzkie są jedną z największych wsi w regionie, a największą w powiecie. W miejscowości znajduje się przystanek kolejowy Ludwikowice Kłodzkie. Podczas wykopalisk na terenie wsi znaleziono monety rzymskie datowane na II w. n.e. Pierwsza historyczna wzmianka o osadnictwie pochodzi z 1352 r. Rozwój wsi był dość wolny, ale sukcesywny. Ożywienie nastąpiło w XVIII wieku za sprawą rozwoju tkactwa i rozpoczęcia wydobycia węgla. W XIX wieku górnictwo stanowiło podstawę utrzymania mieszkańców. 9 lipca 1930 roku w tutejszej kopalni Wenzeslaus nastąpił katastrofalny wybuch metanu, w wyniku którego zginęło 151 górników. Kopalnia została zamknięta 28 stycznia 1931 roku. W roku 1933 ponownie otwarto kopalnie, lecz ze względu na niebezpieczeństwo wyrzutów, została kolejny raz zamknięta w lipcu 1939 roku, tym razem bezpowrotnie. Nie wykluczone jest, że podany powód zamknięcia, był jedynie pretekstem, po to by na bazie wyrobisk kopalnianych zbudować olbrzymie, tajne laboratoria i zakłady, gdzie pracowano nad Wunderwaffe. Obiekty po zlikwidowanej kopalni, ówczesna władza zajęła na potrzeby przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. W 1942 roku rozpoczęła pracę fabryka amunicji, będącą częścią kombinatu Alfred Nobel Dynamit AG (DAG). Przy obecnej ulicy Wiejskiej w Ludwikowicach Kłodzkich, nazistowskie władze utworzyły na potrzeby fabryki amunicji prowadzony przez organizację Schmelt obóz pracy dla polskich Żydówek. Około 1000 więźniarek, oprócz przymusowej pracy w fabryce, wykorzystywano przy kopaniu rowów i budowie umocnień wojskowych. W 1944 roku, w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni, w rejonie obecnej ulicy Fabrycznej, powstał drugi obóz pracy. 16 maja 1944 r. w wypadku pierwszego i 23 lipca 1944 r. w wypadku drugiego obozu, obydwa obozy stały się filiami AL Ludwigsdorf I i AL Ludwigsdorf II obozu koncentracyjnego Groß-Rosen. Po podjęciu decyzji o budowie kompleksu ,,Riese” podjęto działania mające na celu zaadoptowanie części kopalni podlegających pod Consolidierte Wenzeslaus-Grube I, znajdujących się bezpośrednio pod tajną fabryką amunicji Nobel Dynamit AG. W ten sposób na bazie kopalni ,,Wacław”, tajnej fabryki amunicji i jednej z najnowocześniejszych w tamtym okresie elektrowni, rozpoczęto najbardziej poufne badania nad dzwonem die Glocke oraz innymi tego typu projektami Wunderwaffe. W tym okresie wybudowano również poligon dla pojazdów pionowego startu zwany popularnie ,,Muchołapką” (wedle innych teorii pozostałość po chłodni kominowej). Cztery podziemne poziomy laboratoriów i hal produkcyjnych podkreślały tajemniczość niemieckich działań, a najniższy poziom osiągał status najbardziej utajnionego. Badaniom nad tajna bronią nadano kryptonim ,,Lothar”, przyjęto dla nich najwyższy stopień utajnienia S-IV.
Czytaj więcej: III Dolnośląski Piknik Militarny w Ludwikowicach Kłodzkich 1.08.2015 r. - fotorelacja
Szlaki komunikacyjne w okolicy Żarowa w latach 1736-1945
Wedle współczesnego Prawa o ruchu drogowym, drogą nazywamy wydzielony pas terenu składający się z jezdni, pobocza, chodnika, drogi dla pieszych lub drogi dla rowerów, łącznie z torowiskiem pojazdów szynowych znajdującym się w obrębie tego pasa, przeznaczony do ruchu lub postoju pojazdów, ruchu pieszych, jazdy wierzchem lub pędzenia zwierząt (Art. 2 pkt 1 – Ustawa z dnia 20 czerwca 1997 r.). W świetle ustawy z dnia 21 marca 1985 roku o drogach publicznych (Art. 4 ust. 2), droga jest to budowla wraz z drogowymi obiektami inżynierskimi, urządzeniami oraz instalacjami, stanowiąca całość techniczno-użytkową, przeznaczona do prowadzenia ruchu drogowego, zlokalizowana w pasie drogowym (Dz. U. Z 2013 r. Nr, poz. 260). Drogi w zasadzie dzielą się na dwie podstawowe kategorie: gruntowe i twarde. Droga gruntowa (droga o nawierzchni gruntowej), jest to droga o nawierzchni z gruntu rodzimego lub utrwalona w wyniku specjalnych zabiegów i preparacji gruntu rodzimego przy pomocy mieszanin wykonanych z gliny, żwiru, żużla itp. Droga twarda (droga o nawierzchni twardej, droga utwardzona): jest, z kolei drogą mającą twardą nawierzchnię ulepszoną (z kostki kamiennej, klinkieru, betonu, z płyt kamienno-betonowych, bitumu) lub drogą o nawierzchni nieulepszonej (tłuczniowej lub brukowej). W historii, jednymi z najstarszych, są drogi rzymskie. Budowane głównie dla ułatwienia przemieszczania się legionów oraz kupców. Pozwalały również na szybsze przekazywanie informacji dzięki zorganizowanej wzdłuż dróg poczty państwowej (cursus publicus). Pierwsze drogi powstawały już w IV w. p.n.e. Prowadziły one do sąsiednich miast w Lacjum i Etrurii. Były to między innymi prowadząca do Ostii – Via Ostiensis, prowadząca do Laurentum – Via Laurentina i Via Ardeatina, którą można było dotrzeć do Ardei. Nie były one jednak jeszcze właściwymi drogami rzymskimi. Ich nawierzchnię tworzyła ubita ziemia, a same drogi dopasowywały się do ukształtowania terenu. Pierwszą prawdziwie rzymską drogą była rozpoczęta w 312 p.n.e. przez cenzora Appiusza Klaudiusza Caecusa, Via Appia, łącząca Rzym z Kapuą. Z czasem rzymskie drogi przekształciły się w ogromny system komunikacyjny, który razem ze szlakami morskimi scalał imperium rozciągające się na tysiące kilometrów na trzech kontynentach. Do końca II w. (na przestrzeni 5 stuleci) rzymscy inżynierowie zbudowali ok. 48 500 mil rzymskich (71,7 tys. km) dróg bitych. Niespełna 100 lat później inwentaryzacja sporządzona za cesarza Dioklecjana wykazała istnienie na obszarze imperium 372 dróg o łącznej długości 53 000 mil rzymskich (ponad 78,3 tys. km).
Czytaj więcej: Szlaki komunikacyjne w okolicy Żarowa w latach 1736-1945