Strona główna
Słów kilka o kościele pw. św. Józefa w Pożarzysku i biskupie, który przyczynił się do jego odbudowy
Pierwsza informacja o istnieniu kościoła i parafii w Pożarzysku pochodzi z końca XII wieku, a dokładnie z roku 1198. Owa wzmianka zawarta została w dokumencie spisanym przez biskupa wrocławskiego Jarosława, w którym potwierdził wymianę wsi stanowiących uposażenie kościoła w miejscowości Posarische (wówczas Pożarzysko). Nieznany z imienia i nazwiska proboszcz pożarzyski otrzymał wówczas Jauorau, Tissech, Petri villa (Stary Jawornik, Czechy i Piotrowice) w zamian za Osech, Lopenice, Ystebche, Wlostrouicu i Scharino (Osiek, Łopienice, Istebkę, Blizanowice, Żarów lub folwark Sanderhof). Bez wątpienia jednak fundatorami i pierwszymi patronami kościoła w Pożarzysku byli możni rycerzez z rodu Ilikowiców. Zasięg powstałej parafii pożarzyskiej pozostaje nieznany aż do końca XIII wieku. W 1294 roku w skryptorium klasztornym w Lubiążu sporządzony został fałszywy dokument opatrzony datą roczną 1213. Wymieniał on miejscowości Imbramowice, Kruków, Mrowiny, Pyszczyn, Siedlimowice i Tarnawa, jako należące do parafii w Pożarzysku. Tym właśnie dokumentem opat lubiąski zadbał o zabezpieczenie prawa do dziesięciny kościelnej, którą do tej pory wybierał proboszcz pożarzyski. Pod koniec XIII wieku prawo patronatu nad tamtejszą świątynią posiadał pochodzący z możnego rodu proboszcz pożarzyski Ulrich von Liebenthal. W dniu 26 kwietnia 1294 roku wystawił za zgodą swojego brata dokument, w którym przekazywał klasztorowi cystersów w Lubiążu prawo patronatu nad kościołem w Pożarzysku, ale dopiero po swojej śmierci. W XIV wieku (1335 i 1399 r.) parafia pożarzyska podlegała pod archiprezbiteriat średzki, później została przeniesiona do archiprezbiteriatu świdnickiego. W roku 1399 proboszczem był niejaki Mikołaj (Nycolaus). Ok. 1553 roku za sprawą właścicieli dóbr pożarzyskich von Mühlheimów, kościół podobnie jak świątynie w Domanicach i Łażanach, przejęt zostaje przez protestantów. Pierwszym pastorem luterańskim w Pożarzysku był Balthasar Thilesius. Kolejnymi: Georg Stübner 1575-1582; Samuel Clemens 1595-1600; dwóch braci Lange Heinrich i Ambrosius, pierwszy do 1603 lub 1613 roku, drugi w latach 20-tych XVII wieku przeniósł się na prebendę imbramowicką; Johannes Scultetus (Scholtz) ok.1629-1633; Georg Grüner 1633 (?). W 1634 roku Pożarzysko dołączono do istniejącej już od kilku lat dużej gminy wyznaniowej, obejmującej swym zasięgiem kilkanaście wsi oraz trzy świątynie w Łażanach, Piotrowicach i Pastuchowie. Jej pastorami byli kolejno Johann Viebing w latach 1634-1639 i Matthäus Hoffman od 1639 do 1653 roku. Ostatnim pastorem luterańskim w Pożarzysku i Imbramowicach był Johann Georg Hübner (Ueber). Ustanowiony w dniu 23 stycznia 1652 roku, opuścił swoją parafię przez przybyciem członków komisji redukcyjnej 4 stycznia 1654 roku. Wprowadzili oni na urząd katolickiego proboszcza benedyktyna Carolusa Liepelta, który osiadł na plebani w Domanicach. W ten właśnie sposób przestała istnieć samodzielna parafia w Pożarzysku, której nigdy nie reaktywowano. Kościół pożarzyski stał się filialnym na prawach mater adiuncta w parafii Domanice. W latach 1654-1667 patronat nad kościołem pożarzyskim sprawowała Ursula Helena von Marschalkin, właścicielka sąsiednich Siedlimowic, która była protestantką. Ona decydowała w sprawach obsady kościoła, natomiast do właściciela Mrowin barona Ludwiga von Monteverques należała druga „połowa” praw patronackich. Ze sprawozdania urzędnika diecezjalnego, który w 1667 roku wizytował Pożarzysko, wynika, że na kościół łożyli mieszkańcy Krukowa, Marcinowiczek, Mrowin, Pyszczyna, Siedlimowic, Weseliny i Wostówki. Prawdopodobnie wszystkie te miejscowości należały do parafii pożarzyskiej przed jej likwidacją w połowie XVII wieku.
Baraki-hangary przy ul. Kwiatowej w Żarowie - nieznana filia KL Gross-Rosen czy miejsce pobytu robotników przymusowych ?
Jakiś czas temu na naszej stronie pisaliśmy ... z wielką nadzieją oczekujemy również na wynik kwerendy, którą muzealnicy z Wałbrzycha (tutaj mieszczą się pracownie muzealne oraz archiwum) prowadzą na naszą prośbę w sprawie kilku obiektów mieszczących się na terenie jednej z dolnośląskich filii KL Gross-Rosen. Okazuje się bowiem, że identyczne konstrukcje z czasów wojny, znajdują się także na terenie Żarowa. Czy jest to tylko zwykły zbieg okoliczności, a może dzieło jednej firmy budowlanej z przeznaczeniem stricte obozowym ? Być może poznamy odpowiedź i na to pytanie. Wracając dzisiaj do tematu informujemy naszych czytelników, że kwerenda przeprowadzona w Archiwum Muzeum KL Gross-Rosen dotyczyła nietypowych obiektów barakowych znajdujących się na terenie byłej filii obozowej w Kamiennej Górze, wówczas Arbeitslager Landeshut. Jaki związek mają te baraki z obiektami stojącymi przy ul. Kwiatowej w Żarowie, wyjaśniamy w niniejszym opracowaniu. Konzentrationslager Gross-Rosen (uproszczona pisownia: Gross-Rosen), to niemiecki obóz koncentracyjny, istniejący w latach 1940–1945, nieopodal wsi Rogoźnica (nazwa powojenna) w dzisiejszej Polsce, będący na czele ponad setki obozów pracy założonych na Śląsku, na terenie Czech i Niemiec. Gross-Rosen został założony latem 1940 roku. Pierwszy transport więźniów dotarł 2 sierpnia 1940. Do 1 maja 1941 obóz funkcjonował jako filia KL Sachsenhausen, następnie uzyskał status samodzielnego obozu koncentracyjnego. Komendantami obozu Gross-Rosen byli: Arthur Rödl (1940–1942), Wilhelm Gideon (1942–1943), Johannes Hassebroek (1943–1945). W latach 1941–1942 KL Gross-Rosen był niewielkim obozem pracy, którego więźniowie byli wykorzystywani przy wydobywaniu granitu z pobliskiego kamieniołomu. Z pracy więźniów korzystało również kilka firm niemieckich, wśród nich Siemens und Halske oraz Blaupunkt. Na terenie obozu istniały odgrodzone części, m.in. obóz kobiecy. Jeńców radzieckich mordowano po przywiezieniu, ok. 2500 z nich zostało zamordowanych na przełomie 1941 i 1942 roku. W 1944 roku KL Gross-Rosen stanął na czele potężnego imperium podobozów, na które składało się ponad sto placówek bardzo zróżnicowanych pod względem pełnionej funkcji. W tym okresie również Gross-Rosen było miejscem przerzutu dziesiątek tysięcy więźniów z obozów ewakuowanych na wschodzie, przy zbliżającym się froncie. Marsz śmierci wyruszył z Gross-Rosen w lutym 1945 roku, obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną 14 lutego 1945.
Transporty więźniów ze Świebodzic do Wałbrzycha w 1944 r.
W Muzeum Holokaustu w Nowym Jorku (ang. United States Holocaust Memorial Museum) znajdują się dwie listy zawierające nazwiska obywateli żydowskich internowanych w dniu 1 października 1944 r. z obozu pracy w Świebodzicach (niem. ZAL Freiburg Schl.) do obozu w Wałbrzychu (niem. AL. Waldenburg). Na pierwszej liście widnieje wykaz 132 więźniów, na drugiej natomiast 661 osób. Listy te przetrwały i zostały upublicznione dzięki Jacobowi Hennenbergowi (1924-2014), który w okresie ostatniej wojny był m.in. więźniem tychże obozów pracy. Jacob Hennenberg urodził się w 1924 r. na terenie dzisiejszego Oświęcimia (niem. Auschwitz). Na początku II wojny światowej, kiedy wojska hitlerowskie zajęły jego rodzinne miasto, został wraz z całą rodziną i innymi obywatelami żydowskimi przesiedlony do getta w Chrzanowie. W 1941 r., w wyniku selekcji, został skierowany do obozów pracy znajdujących się na terenie Dolnego Śląska. Wtedy to po raz ostatni widział się ze swoim ojcem i czterema siostrami. W ciągu kilku następnych lat (1941-44) był więźniem w podobozach pracy rozlokowanych na terenie następujących miejscowości: Łąki k./ Bolesławca (niem. Wiesau), w Zakrzowie (niem. Sakrau) k./Wrocławia, w Klecinie (niem. Klettendorf) oraz Świebodzicach (niem. Freiburg Schl.). W 1944 r. został przeniesiony do obozu pracy w Wałbrzychu, gdzie nadano mu numer ewidencyjny 64242.
Czytaj więcej: Transporty więźniów ze Świebodzic do Wałbrzycha w 1944 r.
Wystawy z okazji 5-lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej otwarte
Wystawy nr 45 i 46 z okazji 5 lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej, przyciągnęły niemałe tłumy mieszkańców Żarowa oraz regionu (Wałbrzych, Świdnica, Strzegom, Świebodzice, Jaworzyna Śląska, Piława i in.). W sumie 4 października 2015 roku ekspozycje "Niesamowite pamiątki historii" oraz "AL Riese – filie KL Gross-Rosen" obejrzało kilkaset osób. Odwiedzających tego dnia Żarowską Izbę Historyczną witał zaparkowany tuż przy wejściu transporter opancerzony BRDM-2, będący eksponatem należącym do Stowarzyszenia Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Pancerni" Strzegom. Hol wejściowy zajmowała bogata kolekcja militariów należących do państwa Elżbiety i Ryszarda Pawłowskich z Międzybrodzia Bielskiego, którzy zaszczycili nas swoją obecnością. Obok ich obszernego stoiska każdy mógł zobaczyć sprzęt nurkowy udostępniony na wystawę przez naszego kolegę Artura Świętonia, płetwonurka z Centralnego Ośrodka Nurkowego w Wałbrzychu. Główna sala ekspozycyjna zajęta była przez wspomniane na początku wystawy, które wzbudzały wielkie zainteresowanie. Szczególną uwagę nasi liczni gości zwracali na szczątki amerykańskiego samolotu bombowego B-17G (odnalezione pod Wierzbną), dokumenty i archiwalia (z Żarowa i okolic), a także dawne przedmioty codziennego użytku, które u wielu osób wywołały wspomnienia z dzieciństwa. Dopełnieniem całości był sprzęt militarny "Pancernych" ze Strzegomia – ciężkie karabiny maszynowe, środki łączności, ekwipunek żołnierski, a także militaria, będące prywatną kolekcją, naszego przyjaciela Józia z Piotrowic, który jak zawsze chętnie służy nam swoją pomocą i wiedzą. Wystawę "AL Riese – filie KL Gross-Rosen" oglądać będzie można aż do 28 lutego 2016 roku, natomiast wystawę "Niesamowite pamiątki historii" do 16 grudnia 2015 roku. Ponadto w holu Żarowskiej Izby Historycznej w dalszym ciągu znajduje się wystawa "Żarów jakiego nie znacie". Zapraszamy !!!
Czytaj więcej: Wystawy z okazji 5-lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej otwarte
Nowe porcelanowe nabytki w Żarowskiej Izbie Historycznej
Porcelana, to rodzaj białej, przeświecającej ceramiki wysokiej jakości, wynaleziony w Chinach w VII wieku. Porcelana jest wytwarzana z mieszanki glinki kaolinowej ze skaleniem i kwarcem poprzez wypalanie uformowanych wyrobów w temperaturze od 920-980 °C (wyroby nieszkliwione, tzw. biskwit) aż do 1280-1460 °C (wyroby szkliwione). Charakteryzuje się niską nasiąkliwością, bardzo dobrymi właściwościami dielektrycznymi, dużą wytrzymałością mechaniczną, wysoką odpornością na działanie czynników chemicznych i nieprzepuszczalnością dla cieczy i gazów. W technice używana jako materiał na nisko- i wysokonapięciowe izolatory, sprzęt laboratoryjny oraz jako wyroby gospodarstwa domowego. Rozróżnia się ceramikę twardą (o składzie: 40-60% kaolinu, 20-30% skalenia, 20-30% kwarcu) i miękką (25-40% kaolinu, 25-40% skalenia, 30-45% kwarcu). W Europie technologię produkcji odkrył w początkach XVIII wieku Ehrenfried Walther von Tschirnhaus. Po jego śmierci prace kontynuował w Dreźnie i Miśni jego uczeń Johann Friedrich Böttger, alchemik elektora saskiego i króla Polski Augusta II. Było to osiągnięcie bardzo ważne, także ze względu na rosnące w tamtym czasie zainteresowanie chińszczyzną. Porcelanę wyrabianą w Saksonii nazywano „białym złotem”, gdyż zastępowała złoto jako królewski podarunek, osiągając ceny porównywalne do kruszcu. Produkcja w Miśni początkowo prowadzona była na małą skalę, pojedyncze egzemplarze traktowano jak dzieła sztuki. Dopiero pod koniec lat 20-tych stała się bardziej dostępna, ale i tak przez dłuższy czas porcelana ta była rozdawana, a nie sprzedawana. Drugim ośrodkiem europejskiej produkcji porcelany była Wielka Brytania, gdzie w 1745 roku opracowano recepturę tzw.porcelany kostnej.
Czytaj więcej: Nowe porcelanowe nabytki w Żarowskiej Izbie Historycznej
Polskie nazwy ulic Żarowa mają już 70 lat
19 stycznia 1945 roku, 7 dni po przekroczeniu Wisły przez Armię Czerwoną, władze niemieckie wydały zarządzenie o ewakuacji terenów położonych na wschód od Odry, wywołując masową ucieczkę niemieckiej ludności tych ziem na zachód. Jednocześnie Armia Czerwona zajmowała stopniowo wschodnie tereny III Rzeszy. Jednym z ostatnich ognisk oporu niemieckiego stanowił położony na Dolnym Śląsku Wrocław, przekształcony w Festung Breslau, okrążony od 15 lutego 1945, skapitulował on dopiero 6 maja 1945 roku, 4 dni po Berlinie. Po zakończeniu wojny, na konferencji poczdamskiej tereny położone na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej przekazano Polsce. W okresie od listopada 1945 do stycznia 1949 roku władzę nad nimi sprawowało Ministerstwo Ziem Odzyskanych, któremu szefował Władysław Gomułka. Jego zadaniem była szeroko pojęta administracja Ziemiami Odzyskanymi oraz scalenie ich z resztą kraju. Jak czytamy w opracowaniu Żarów. Historia miasta i gminy (str. 55): Zarząd gminy Żarów powstał przed 25 VI 1945 r. Pierwszym wójtem został Stanisław Chojnacki (nie zachował się akt nominacji, podpisywał pisma urzędowe w VII 1945 r.), sekretarzem Franciszek Gruszka, a członkiem Zarządu Włodzimierz Bajcar (na pewno po 25 VII). Chojnacki miał wtedy 41 lat, pochodził z Grójczyka (okolice Włocławka) i tak jak obaj świdniccy pełnomocnicy obwodowi był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). W dniu 25 VII w Urzędzie Gminnym pracowało 7 osób, w tym 1 członek Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i 2 PPS-u. Pierwsze posiedzenie zwołanej przez zarząd Rady Gminnej odbyło się 25 VI. "Tymczasowej", gdyż z powodów "technicznych i formalnych" nie było możliwe zwołanie rady spełniającej wymogi ustawy z IX 1944 r., a sytuacja wymagała wciągnięcia "wszystkich aktywnych ludzi do pracy". Na pierwszym posiedzeniu podjęto uchwały o nadaniu ulicom Żarowa nazw polskich, uruchomieniu gazowni oraz zobowiązujące władze do poprawy aprowizacji mieszkańców gminy i szybkiego sporządzenie wykazu ludzi pracujących. To ostatnie miało przyczynić się do uporządkowania życia wewnętrznego gminy i zwalczenia "szabrownictwa". Na drugim posiedzeniu Rady Gminnej, które odbyło się 27 VII skorygowano i zatwierdzono nazwy ulic oraz ustalono przebieg uroczystości nadania im polskich nazw.
04.10.2015 r. Wystawa "Niesamowite pamiątki historii" i inne atrakcje w Żarowskiej Izbie Historycznej
Żarowska Izba Historyczna serdecznie zaprasza w niedzielę 4 października 2015 roku (od godz. 8:00) na otwarcie wystawy "Niesamowite Pamiątki Historii". Tego samego dnia odbędzie się również premiera wspaniałej wystawy pt. "AL Riese – filie KL Gross-Rosen w Górach Sowich". Wszyscy, którzy tego dnia odwiedzą Żarowską Izbę Historyczną, będą mieli ponadto okazję podziwiać zbiory Elżbiety i Ryszarda Pawłowskich – naszych specjalnych gości z Międzybrodzia Bielskiego. Pan Ryszard Pawłowski służył w owianej legendą 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. Specjalnie dla mieszkańców Żarowa zaprezentuje swoje najnowsze i najciekawsze eksponaty, a także z chęcią opowie o żołnierskim życiu spadochroniarza z elitarnej jednostki komandosów. W Żarowskiej Izbie Historycznej nie zabraknie również członków Stowarzyszenia Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Pancerni" ze Strzegomia, którzy zaprezentują umundurowanie, ekwipunek oraz uzbrojenie z okresu II wojny światowej. To jednak nie wszystko, co tego dnia czekało będzie na zwiedzających Żarowską Izbę Historyczną. Serdecznie zapraszamy !!!
Kolejne pamiątki historyczne w Żarowskiej Izbie Historycznej
Kilkaset kilometrów pokonane w poszukiwaniu historii i rzeczy, które stanowią wielką życiową pasję. Czy jest to dziwne i niemożliwe ?? Z pewnością ..NIE.. dla pana Romana Wojtachy, który z Torunia na Dolny Śląsk pokonał po raz kolejny 400 kilometrów (w jedną stronę) aby zagościć w Żarowskiej Izbe Historycznej i przekazać nam interesujące pamiątki historyczne. Pośród wspomnianych rartytasów są różnego rodzaju dokumenty i rachunki wystawione przez instytucje i firmy ze Świdnicy, Świebodzic oraz Wałbrzycha, datowane na rok 1937 i 1946, a także korespondencja z Zakładów Chemicznych "Silesia" z Żarowa datowana na lata 30-te XX wieku (treść zawarta na odwrotnej stronie; w tłumaczeniu). Pośród przekazanych pamiątek są także dwie odłamane połowy niemieckich nieśmiertelników (właścicielami polegli ? żołnierze – mieszkańcy Żarowa lub Jaworzyny Śląskiej ?). Jak widać materialną cząstkę historii naszego Żarowa i najbliższej okolicy, odnaleźć można nawet na odległym Pomorzu i na Kujawach. Kolekcjonerska pasja, zamiłowanie do staroci i historii oraz bliskich sercu stron to cecha, która bez wątpienia wyróżnia pana Romana spośród wielu innych naszych najbliższych współpracowników. Za to właśnie WIELKIE KOLEKCJONERSKIE SERCE i przekazane pamiątki serdecznie dziękujemy !!!
Czytaj więcej: Kolejne pamiątki historyczne w Żarowskiej Izbie Historycznej
Wystawa "AL Riese - filie KL Gross-Rosen w Górach Sowich" od 4 października 2015 roku w Żarowskiej Izbie Historycznej
Projekt Riese (z niem. Olbrzym), to kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945. Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 Niemcy hitlerowskie przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w – uważany za bezpieczny – rejon Sudetów. Mniej więcej wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera na zamku Książ oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Prace objęły swym zasięgiem teren kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych na stokach gór: Wolfsberg (Włodarz), Saalberg (Jedlińska Kopa), Mittelberg (Dział Jawornicki), na wzgórzu między Wüstewaltersdorf (Walim) a Dorfbach (Rzeczka), Mulenberg (Moszna), Säuferhöhen (Osówka), Ramenberg (Soboń) i Schindelberg (Gontowa). W zboczach gór wiercono otwory w skałach, które rozsadzano materiałami wybuchowymi. W ten sposób powstawały sztolnie i komory, które wzmacniano obudowami żelbetowymi. Całość była uzbrojona w potężne sieci infrastruktur drogowych, kolejowych, a także wodociągowych, kanalizacyjnych, telefonicznych i energetycznych. W dokumentach III Rzeszy istnieją zapisy pozwalające ocenić rozmiar materiałów użytych przy konstrukcji kompleksu Riese. Między innymi na tej podstawie można sądzić, że dotychczas około połowa podziemnych korytarzy nie została odnaleziona. W skład AL Riese wchodziło 13 obozów i szpital obozowy. Przeszło przez nie około 13 000 więźniów. Wszyscy oni byli Żydami, pochodzącymi z wielu państw Europy, w większości z Węgier i Polski. Śmierć poniosło około 5000 więźniów.
Samolot we "Fabryce" w Imbramowicach - istnieje, czy też nie ?
Za nami kolejne podwodne zmagania z wielką zagadką zbiornika wodnego przy ul. Stawowej w Imbramowicach, który przez wielu potocznie nazywany jest "Fabryką". W piątkowe popołudnie, przy pięknej słonecznej pogodzie pokusiliśmy się o próbę wydobycia namierzonych już wcześniej metalowych konstrukcji. Początek przedsięwzięcia był niezwykle obiecujący. Nasz kolega z Centralnego Ośrodka Nurkowego w Wałbrzychu, Artur Świętoń bez najmniejszego problemu odnalazł uprzednio zaznaczone miejsce. O wiele trudniejszym zadaniem było jednak rozwinięcie ponad 200 metrowej długości odcinka pasów i stalowej liny. Niezwykle pomocny okazał się przy tym ponton, z którego stopniowo zrzucano uprzednio zmontowany hol. Po jego całościowym rozwinięciu można było już opasać tajemnicze konstrukcje zalegające pod wodą. Z chwilą jak w ruch poszła wyciągarka lawety samochodowej, którą podstawił pan Eugeniusz Stodolak (prezes Stowarzyszenia "GRH" Pancerni Strzegom), cały brzeg szczelnie zapełniony był już tłumem mieszkańców Imbramowic, Dzikowej oraz Bukowa. Kiedy hol został w pełni naprężony, a na wodzie pojawiły się liczne pęcherzyki powietrza, było już wiadomo, że umocowana na jego końcu tajemnicza zawartość drgnęła i zaczęła się przesuwać w kierunku brzegu. Niestety droga, jaką pokonała była znikoma, kiedy przecięciu i zerwaniu uległ mocujący ją pas. Przy chylącym się ku zachodowi słońcu, rozwinięty hol musiał zostać ściągnięty z powrotem na brzeg w celu umocowania na jego końcu mocnej stalowej liny. Ponowne rozwinięcie i podczepienie, było już walką z czasem. ... czy zdążą ... czy uda im się wydobyć, takie głosy były słyszalne na brzegu gdzie gwarnym rozmowom nie było końca. Tym razem obyło się jednak bez niespodzianek, a bęben wyciągarki mozolnie nawijał kolejne centymetry holu, na którego końcu miał znajdować się wyczekiwany przez wszystkich "kadłub samolotu". Ściąganie pochłonęło mnóstwo czasu i na dobre zdążył zapanować zupełny mrok. Nie stanowiło to jednak problemu, gdyż niezawodni strażacy z OSP Imbramowice migiem pojawili się na brzegu z agregatem prądotwórczym i zestawem halogenowym, który rozświetlił cały brzeg i ciemną toń wody, z której wychodziły kolejne metry pasów. Wyłaniająca się w końcu stalowa lina zwiastowała rychły koniec i odpowiedź na pytanie, co tak naprawdę znajduje się na jej końcu.
Czytaj więcej: Samolot we "Fabryce" w Imbramowicach - istnieje, czy też nie ?
Samolot bombowy Boeing B-17G Y-46697 - zachowane elementy
Niektórzy z uporem poszukują np. "złoty pociąg". My z kolei konsekwentnie realizujemy własne cele. Jednym z nich jest miejsce niecodziennej katastrofy lotniczej z czasów II wojny światowej. Dnia 22 marca 1945 roku, amerykańska latająca forteca, czyli samolot bombowy Boeing B-17G o numerze taktycznym Y-46697, należący do 15. Armii Powietrznej USA (429. szwadron II grupy bombowej), wracał z wyjątkowo niebezpiecznej misji jaką było bombardowanie niemieckiej rafinerii Ruhland koło Drezna. Maszyna pilotowana przez pilota porucznika Johna W. Pierika, została poważnie uszkodzona przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą i obrała kurs na radzieckie lotniska koło Brzegu i Nysy. Niestety nigdy tam nie doleciała. W okolicach Świdnicy samolot zaatakowany został najprawdopodobniej omyłkowo przez trzy radzieckie samoloty myśliwskie P-39 Airacobra. Wedle innych przekazów B-17G, strącony został przez myśliwiec niemiecki. Palący się niczym pochodnia amerykański bombowiec runął na pola w pobliżu ówczesnej miejscowości Würben (dzisiaj Wierzbna w gminie Żarów). Katastrofę przeżyło sześciu spośród dziesięciu lotników US Air Force, którzy trafili do niewoli niemieckiej, a po zakończeniu wojny powrócili do swoich domów. Do dzisiaj zaginieni w akcji pozostają: 1. Pierwszy pilot, porucznik John W. Pierik (nr O-731101), Ohio; 2. Drugi pilot, porucznik Robert W. Steele (nr O-785002), Missoouri; 3. Nawigator, porucznik Harold A. Taylor (nr O-669140), Montana; 4. Bombardier, porucznik John P. Yatsco (nr O-929489), Wirginia Zachodnia. Również do dzisiaj nieznane pozostaje miejsce ich pochówku. Szczątki amerykańskich lotników bezskutecznie poszukiwano jak do tej pory w Szczawnie Zdroju. Tymczasem miejsce katastrofy samolotu, chociać powszechnie znane i odwiedzane przez przedstawicieli różnych instytucji, zarówno polskich jak i amerykańskich (artykuły prasowe datowane od 2008 r.) pozostawiono na przysłowiową "pastwę losu". Nikt nie zadał sobie choćby odrobiny trudu, aby zabezpieczyć i wyzbierać to, co od lat zalega na rolniczym polu. Tok urzędniczego rozumowania jest trudny do wytłumaczenia. Wystarczy przecież spojrzeć na położenie resztek kadłuba samolotu (fotografia z 1946/47 roku z miejsca katastrofy) aby stwierdzić, że maszyna pilotowana była do samego końca (samolot wykonał nawrót na wysokości Bożanów-Żarów i zawrócił w kierunku Wierzbnej).
Czytaj więcej: Samolot bombowy Boeing B-17G Y-46697 - zachowane elementy