Strona główna
Brama, epitafium oraz ołtarz z symbolem oka opatrzności w Bukowie i Wierzbnej
Kamienne epitafium, murowana brama wjazdowa oraz drewniany ołtarz główny świątyni, to zabytki, których datowanie przypada na trzy kolejne stulecia – od XVII do XIX. Mowa jest tutaj akurat o pochodzącym z 1678 roku, bogato zdobionym ołtarzu autorstwa Georga Schröttera, który do 1728 roku znajdował się w świątyni klasztornej w Krzeszowie. Zdemontowany, trafił następnie do przebudowanego w latach 1729-1730 kościoła w Wierzbnej (ob. pw. Wniebowzięcia NMP), w którym znajduje się po dziś dzień. Z roku 1738 pochodzi kamienne, wykonane w piaskowcu epitafium kanonika wrocławskiej kolegiaty św. Krzyża i proboszcza opolskiego Jana Ignacego Frantzke. Epitafium to dopełnia wystroju południowej kaplicy w kościele pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Bukowie. Z kolei na koniec XIX wieku, datowana jest neobarokowa brama wjazdowa, która od strony północnej zamykała niegdyś drogę do dawnego ogrodu klasztornego, a obecnie do plebani w Wierzbnej. Te różnorodne zabytki architektury o sakralnym rzecz jasna rodowodzie, stworzone zostały rękoma ówczesnych mistrzów sztuki murarskiej i rzeźbiarskiej. Wszystkie trzy zawierają wspólny element, którym jest symbol w formie oka wpisanego w trójkąt i otoczonego przez promienie światła lub glorii. Jest to tzw. oko opatrzności, inaczej zwane też wszystkowidzącym okiem. Symbol ten interpretowany jest jako oko Boga pilnującego ludzi – oko opatrzności Bożej (nieustanna opieka wszechwiedzącego i wszechmocnego Boga nad dziejami świata i poszczególnych ludzi, poprzez którą pokazuje On swą mądrość, dobroć i miłość). Oko opatrzności jest często odczytywane jako artystyczne wyobrażenie Boga przedstawione w postaci piktogramu składającego się z otwartego oka wpisanego w trójkąt równoramienny, z którego boków widoczne są promienie. Symbol w obecnej formie pojawił się po raz pierwszy na zachodzie w XVII i XVIII wieku. W późniejszym okresie symbol oka w zamkniętym trójkącie zaczął być postrzegany jako symbol Trójcy Świętej w religii chrześcijańskiej.
Czytaj więcej: Brama, epitafium oraz ołtarz z symbolem oka opatrzności w Bukowie i Wierzbnej
Skrzydlaty Miecz i Czerwona Gwiazda w powietrznej walce nad Świdnicą w 1945 roku
W 1944 roku niemieckie siły lotnicze utraciły panowanie w powietrzu. Przewaga aliantów w produkcji lotniczej doprowadziła do poważnego uszczuplenia sił Luftwaffe. Mimo iż Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (USAF) traciły każdego miesiąca od 100 do 200 samolotów nad terenami III Rzeszy, alianci byli w stanie odrobić straty. Piloci niemieccy latający nawet kilka razy dziennie byli skrajnie wycieńczeni. Pomimo stale rosnącej produkcji (w samym 1944 roku wyprodukowano około 12 000 samych Messerschmittów Bf 109, oraz kilka tysięcy samolotów innych typów), Niemcy mieli coraz większe problemy z zaopatrzeniem w paliwo oraz nowych pilotów. Doprowadziło to pod koniec wojny do sytuacji, w której doświadczeni piloci wykonywali kilka lub kilkanaście lotów dziennie, a młodzi piloci ginęli w przeciągu kilku pierwszych misji. Na froncie wschodnim lotnictwo niemieckie było znacznie mniej aktywne, niż w początkowym okresie wojny. Przewagę w powietrzu udawało się utrzymać lokalnie, jak np. nad powstańczą Warszawą. Samoloty radzieckie rozpoczęły patrole powietrzne dopiero w połowie września, więc przez większość powstania warszawskiego Luftwaffe mogła bezkarnie wspierać działania oddziałów walczących z oddziałami polskimi. 1 stycznia 1945 roku dowództwo Luftwaffe zdecydowało się na ostatnią, zmasowaną ofensywę lotniczą, operację „Bodenplatte”. Polegała ona na zmasowanym ataku samolotów myśliwskich i szturmowych na alianckie lotniska w Belgii i Holandii. Mimo zniszczenia kilkuset samolotów alianckich, Niemcy poniosły klęskę, tracąc wielu doświadczonych pilotów – na ironię – w dużej mierze poprzez ostrzał własnych jednostek obrony przeciwlotniczej. Pod koniec wojny Luftwaffe wprowadziła do uzbrojenia wiele nowatorskich typów samolotów. Najbardziej znany jest pierwszy wprowadzony do służby odrzutowiec, Messerschmitt Me 262. Innymi były Arado Ar 234, Messerschmitt Me 163 czy Heinkel He 162. Nie były one jednak w stanie odwrócić sytuacji strategicznej Niemiec.
Czytaj więcej: Skrzydlaty Miecz i Czerwona Gwiazda w powietrznej walce nad Świdnicą w 1945 roku
Wojenne wspomnienia byłych mieszkańców Gościsławia, Mielęcina, Osieka i Zastruża
Wojna będąca źródłem tragedii i nieszczęść towarzyszyła człowiekowi od zawsze. Od początku jego istnienia. Dlaczego jest nieodłączną częścią historii i dziejów świata ? Czy bez niej nie możliwy byłby rozwój i postęp ludzkości ? Wydaje się, że tak nie jest, a jednak już w najstarszych zapisach, kronikach i dokumentach odnaleźć można informacje o nieszczęściach i tragediach wywołanych przez krwawą i okrutną wojnę. Wojnę, której powodem były często małoznaczne i niewielkie zatargi, kłótnie, lub spory. Czasami jednak wojny wywołane były przez straszliwe i chore opętanie, chęć zawładnięcia nad światem i podporządkowania sobie innych narodów. Tak właśnie było w przypadku II wojny światowej. Niemieccy mieszkańcy Gościsławia, Mielęcina, Osieka i Zastruża, którzy w 1945 roku byli jej świadkami pozostawili po sobie wspomnienia, które skłaniają do refleksji nad okrutnością i nieszczęściem tamtych dni. Ich wspomnienia ukazują jakim naprawdę piekłem były działania wojenne na Dolnym Śląsku. Makabryczne historie, nasycone są wszechobecnym strachem, zniszczeniem, mordami, gwałtami i rabunkiem. Mówią nie tylko o haniebnych i odrażających czynach żołnierzy rosyjskich, ale również o zbrodniczych postępkach potworów odzianych w mundury SS, którzy w śnieżnych zaspach mordowali prowadzonych więźniów obozów koncentracyjnych. Te nieznane dotychczas relacje, które poszerzają wiedzę historyczną, są niezwykle cenne i godne szczególnej uwagi oraz prezentacji.
Czytaj więcej: Wojenne wspomnienia byłych mieszkańców Gościsławia, Mielęcina, Osieka i Zastruża
Tajemnica żarowskiej Silesii
W 2014 roku przeprowadziliśmy wywiad z panią Margot Teschner, byłą mieszkanką Domanic (niem. Domanze). Pani Margot po wojnie wyszła za mąż za Polaka i pozostała tutaj na "Ziemiach odzyskanych". Jak sama wspomina początki były ciężkie, nie znała przecież w ogóle języka polskiego. Dzisiaj ma 86 lat, doskonale mówi po polsku, ma liczną rodzinę i co najważniejsze dobre zdrowie oraz pamięć. Ta pamięć pozwala jej na długie opowieści o tym jak wyglądało życie przed wojną i w jej trakcie. Z wielogodzinnych rozmów chcemy zaprezentować Wam krótki fragment, który ... no właśnie obejrzyjcie i posłuchajcie sami. Obiecujemy Wam, że na tym nie koniec ... a zaledwie skromny początek. Zapraszamy !!!
Zastępcze pieniądze dominialne i obozowe von Kulmizów
Określenie pieniądz zastępczy, odnosi się do znaków pieniężnych, które wydawane były przez wystawców innych, niż instytucje państwowe lub banki upoważnione do emisji oficjalnego pieniądza. Znaki te miały na celu doraźne zapobieżenie brakom środków płatniczych lub pewnych jego nominałów w obiegu, przy czym nie ma znaczenia, czy emisja pieniądza zastępczego odbywa się z zachowaniem wymaganych procedur, czy też nie. Na gruncie teorii, pieniądz zastępczy spełniał głównie funkcję środka cyrkulacji (środka wymiany) w zakresie ściśle określonym terytorialnie i czasowo. W mniejszym stopniu pełnił też funkcję środka płatniczego (regulacji zobowiązań) i to tylko fakultatywnie. Nie spełniał natomiast funkcji miernika wartości (jednostki obrachunkowej) ani środka tezauryzacji (przechowywania bogactwa). Sporadycznie w tej ostatniej funkcji występowały tzw. bony stałowartościowe, które nie podlegały inflacji w warunkach gwałtownych spadków wartości oficjalnej waluty. Pieniądz zastępczy pojawiał się na ogół w okresach wojen, wybuchu ruchów społecznych albo kryzysów gospodarczych. Wydawany bywał zarówno z zachowaniem formalnych zezwoleń władz, jak i nieoficjalnie. Często miał pewien ściśle określony termin ważności. Jego emitentami bywała administracja cywilna lub wojskowa, władze lokalne różnych szczebli, miejskie banki, dyrekcje kolei, różne firmy prywatne lub spółdzielnie. Przykładem może tu być np. pieniądz obozowy, pieniądz kolejowy, pieniądz pańszczyźniany czy pieniądz miejski. W Europie pieniądz zastępczy pojawiał się począwszy od XVI w. w formie monet, a od XVIII w. w postaci bonów. Nieco wcześniej występowała w obiegu pewna jego forma – tzw. pieniądz w oblężeniu miasta, który bywał bity w twierdzach, aby umożliwić wypłatę żołdu broniącej się załodze. Znanych jest wiele przypadków wydawania zastępczego pieniądza, m.in. na Śląsku w okresie wojen napoleońskich i w okresie Wiosny Ludów. W największej ilości pojawił się w Niemczech i Austrii w latach 1914-1924 – tak zwany Notgeld drukowany w związku z wydarzeniami I wojny światowej. Zawirowania ekonomiczne wywołały wówczas pojawienie się pieniądza zastępczego na mniejszą skalę w każdym z krajów europejskich z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, którą jako jedyną ominęły zakłócenia w obiegu środków płatniczych. Ponownie, choć w dużo mniejszej ilości, pieniądz zastępczy był używany w okresie wielkiego kryzysu lat 1929-1933. Na ziemiach polskich zastępcze pieniądze kursowały w czasie II wojny światowej, a także na krótko w niektórych miastach tuż po wyzwoleniu.
Czytaj więcej: Zastępcze pieniądze dominialne i obozowe von Kulmizów
Silingowie w okolicy Żarowa - osady i skarby germańskich wojowników
W I wieku n.e. na dzisiejsze ziemie polskie, nastąpiła inwazja plemion germańskich Wandalów (Silingowie, Hasdingowie), Burgundów i innych, przybyłych z Europy Północnej (Jutlandia, Meklemburgia, Rugia, Bornholm). Ci pierwsi weszli następnie w skład związku plemiennego Lugiów, pozostających pod silnym wpływem celtyckim. Okres dominacji Wandalów w południowej i środkowej Polsce trwał do około IV wieku i związany jest z archeologiczną kulturą przeworską. W międzyczasie ze Skandynawii (Västergötland, Östergötland, Gotlandia) przybyli w I wieku n.e. germańscy Goci i Gepidzi, którzy osiedlili się na Pomorzu Gdańskim, gdzie pozostawali około 150 lat. Stworzyli oni archeologiczną kulturę wielbarską. Goci rozszerzyli swe siedziby na Kujawy, Wielkopolskę i Mazowsze, a następnie rozpoczęli wędrówkę wzdłuż Wisły i Bugu na południowy wschód w kierunku Morza Czarnego, docierając na Krym. Gepidzi później ruszyli na południe, zajęli tereny nad Cisą, po czym opanowali Kotlinę Panońską i Transylwanię. Cała Europa Środkowa znajdowała się wówczas ponadto pod znacznymi wpływami kulturowymi i cywilizacyjnymi wielkiego śródziemnomorskiego cesarstwa rzymskiego, stąd właśnie pochodzi termin okres wpływów rzymskich datowany na lata 0/20 – ok. 310-450 n.e. (dzielony na fazy w datowaniu archeologicznym: B1, B2, C1, C2, C3/D, D – zwany "okresem wędrówek ludów"). W tym właśnie czasie zasiedlenia południowej części Dolnego Śląska dokonały plemiona germańskie. Na ponad 1000 lat przed tym jak założone zostały pierwsze miejscowości dzisiejszej gminy Żarów, istniały tutaj osady zamieszkane przez germańską ludność, która utożsamiana jest, ze wspomnianym już wcześniej plemieniem Silingów. Pod względem terytorialnym i chronologicznym osadnictwo to odpowiada archeologicznej tzw. kulturze przeworskiej. Osady tej kultury (germańskich Silingów) znajdowały się w granicach lub w pobliżu kilku dzisiejszych miejscowości gminy Żarów. Najstarsza z nich zlokalizowana w pobliżu Przyłęgowa, datowana jest na fazy B2-C1 okresu wpływów rzymskich czyli na lata ok. 70-260 n.e. Trzy pozostałe funkcjonowały w latach ok. 260-310 n.e. (faza C2), oraz w latach ok. 310-450 n.e. (faza C3/D). Inne osady kultury przeworskiej zlokalizowane były w obrębie Krukowa (1 osada), Mielęcina (2 osady w tym jedna z fazy młodszej C1-C2 – 150-320 n.e.) i Wierzbnej (1 osada z okresu późnego C3/D - 310-450 n.e). Inne ślady osadnictwa kultury przeworskiej (gł. fragmenty ceramiki) odnaleziono w pobliżu: Łażan (1 obszar), Marcinowiczek (1 obszar – okres późny C3/D - 310-450 n.e), Przyłęgowa (1 obszar) oraz w Wierzbnej (1 obszar – okres późny C3/D - 310-450 n.e). Czym była kultura przeworska oraz kim byli Silingowie, zamieszkujący okolice Żarowa ponad 1500 lat temu ?
Czytaj więcej: Silingowie w okolicy Żarowa - osady i skarby germańskich wojowników
Henri Bonnaffé więzień obozu jenieckiego w Żarowie
W ubiegłym roku dwukrotnie poruszaliśmy tematykę związaną z obozem jenieckim w Żarowie oraz niewolniczą pracą jego więźniów. Podstawą do rozważań był wówczas list przesłany nam przez panią Valérie Tinon-Renaud z Metz, której dziadek Édouard Tinon, przebywał w latach 1941-45 w Żarowie. Wówczas też publikowaliśmy udostępnione relacje jeńca Maxime Poinsota, który opisywał pobyt w tutejszym obozie oraz wykonywaną w nim pracę. Pani Valérie nadal poszukuje informacji, które pozwolą odnaleźć miejsce, w którym pochowano jej dziadka, zmarłego podczas zimowej ewakuacji obozu w lutym 1945 roku. Na forum poświęconym informacjom o zaginionych podczas wojny żołnierzom i jeńcom francuskim, pani Valérie otrzymała w ostatnim czasie informację od rodziny Bonnaffé, której bliski, nieżyjący już Henri Bonnaffe, był więźniem obozów kolejno w Angoulême, Görlitz, Saarau i Bad Sulza. Z powojennych zeznań, spisanych przy ubieganiu się o odszkodowanie za pobyt w niewoli, wynika, że Henri Bonnaffé ur. 19.05.1900 w Cessières, zm. 27.10.1988 w Laon, kapral w 10. pułku Kirasjerów (10e régiment de cuirassiers) z 4 dywizji rezerwy pancernej (4e division cuirassée), trafił do niewoli niemieckiej 25 czerwca 1940 roku pod Angoulême, początkowo przetrzymywany w Frontstalag 184 Angoulême (Charente), w lipcu 1940 roku został przewieziony do Stalagu VIII A Görlitz, skąd w kwietniu 1941 roku wraz z innymi jeńcami trafił do "camp de prisonniers de No. 1196" (obóz jeniecki nr 1196) w miejscowości "Saarau, Basse-Silésie, Allemagne" (Żarów, Dolny Śląsk, Niemcy). Pani Valérie oprócz powojennych zeznań Henriego Bonnaffe, potwierdzonych przez świadków, otrzymała również skan fotografii, która została opisana jako "A-Kdo 1196, le travail agricole, été 1943", czyli Arbeitskommando 1196, prace rolnicze, lato 1943. Skan tej fotografii oraz zeznanie Henriego Bonnaffé, przesłała nam z zapowiedzią jesiennej wizyty w Żarowie, gdyż jak sama pisze bardzo chce zobaczyć miejsce, w którym stał obóz oraz stary cmentarz.
Czytaj więcej: Henri Bonnaffé więzień obozu jenieckiego w Żarowie
Kilka słów o katastrofie kolejowej z 15 marca 1877 roku między Imbramowicami i Mietkowem
W marcu 1837 roku z inicjatywy wrocławskiego kupca Gustava Heinricha von Ruffera powstał komitet budowy linii kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha. Prace ziemne przy budowie odcinka Wrocław Świebodzki – Świebodzice rozpoczęte zostały 21 kwietnia 1842 roku. W trakcie robót w okolicy malutkiego wówczas Żarowa odkryte zostały złoża węgla brunatnego, kaolinu oraz pirytów. Od tego czasu rozpoczyna się dynamiczny rozwój tej osady, budowa fabryk i powstanie przemysłu, którego ojcem chrzestnym był Carl Friedrich von Kulmiz (wówczas właściciel firmy budowlanej, zaangażowanej przy budowie omawianej linii kolejowej). Decyzja o budowie żelaznego szlaku pomiędzy ówczesnym Breslau a Freiburgiem, wymuszona została wzrostem zapotrzebowania na węgiel oraz trudnościami w transporcie tego surowca na większe odległości. Prace przy budowie linii trwały ponad półtora roku, a zaangażowanych w nie było ponad 2 tysiące robotników. We Wrocławiu kosztem ponad 150 tys. talarów powstał dworzec Świebodzki. W Świebodzicach natomiast za sumę 104 tys. talarów wzniesiono dworzec z magazynami i placami załadunkowymi węgla. Linię Wrocław Świebodzki – Świebodzice oddano do użytku 29 października 1843 roku. W roku 1844 roku liczącą 58 kilometrów linię pokonywały 3 (w lecie) lub 2 (zimą) pary pociągów, wyruszające równocześnie z obu krańców jednotorowej linii i mijające się w Imbramowicach. Na całej trasie linii wybudowano 5 stacji – Wrocław Świebodzki (Breslau Freiburger Bahnhof), Kąty Wrocławskie (Kanth), Imbramowice (Ingramsdorf), Jaworzyna Śląska (Königszelt), Świebodzice (Freiburg) oraz 2 przystanki – Smolec (Schmolz) i Mietków (Mettkau). W 1851 roku linia została przedłużona do Wałbrzycha Fabrycznego w pobliże tamtejszego zagłębia węglowego. W tym czasie liczba stacji wzrosła z 5 do 11. Wybudowano wówczas (1853 rok) stacje we Wrocławiu Zachodnim (Gross Mochbern), Sadowicach (Sadewitz), Żarowie (Saarau) i Cierniach (Zirlau). Na stacje przemianowano dotychczasowe przystanki w Smolcu i Mietkowie.
4.06.1745 - 4.06.2015 - 270. lat od bitwy pod Dobromierzem
W latach 1740-1763 król Prus Fryderyk II i władczyni Austrii Maria Teresa, a także sprzymierzeńcy obojga, stoczyli trzy wojny o Śląsk, tzw. wojny śląskie. Tę zasobną i dobrze rozwiniętą krainę zdobyły i utrzymały Prusy, dzięki czemu awansowały do grona mocarstw. Niedługo potem awans ów umożliwił im zainicjowanie rozbiorów Polski, a w sto lat po wojnach śląskich – zjednoczenie Niemiec. Nastąpiło ono w duchu pruskiego militaryzmu, który stał się militaryzmem niemieckim i fatalnie zaciążył na dziejach ludzkości w wojnach światowych. Nic więc dziwnego, że zdobycie i utrzymanie Śląska przez Prusy bywa uznawane za najważniejszą aneksję terytorialną czasów nowożytnych (1). Historia wojen śląskich nie znalazła dużego odzwierciedlenia w polskiej publicystyce historycznej. Temtat ten z rzadka gości również na szkolnych lekcjach historii. Nic zresztą dziwnego, skoro jest dalece odległy od historii ziem należących wówczas do Królestwa Polskiego. Na przestrzeni wieków granice oraz przylależność terytorialna obszaru, na którym toczono wyniszczające wojny uległa zmianom. Dzisiaj mówiąć i chcąc poznać XVIII-wieczną historię naszego miejsca zamieszkania, musimy przenieść się w czasy kiedy w grze o Śląską krainę uczestniczyły dwa państwa: Prusy i Austria, wspierane na przemian przez Rosję. Mieszkańcy okolic Żarowa nie tylko służyli przymusowo w szeregach obu wrogich sobie armii, lecz także szczególnie boleśnie odczuli wojenne zmagania z lat 1757-62, kiedy to dość często "gościli" u siebie stojące kwaterą oddziały austriackie, pruskie i rosyjskie. Panujący od prawie stu lat pokój pomiędzy Austrią i Prusami zmącony został w 1740 roku. Najpierw z końcem maja tego roku tron pruski objął Fryderyk II Hohenzollern, któremu przyświecała idea rozbudowania potęgi Prus na drodze wojen i podbojów. Ten przebiegły władca – ryzykant, nie musiał zbyt długo czekać na łakomy kąsek. Oto w sąsiedniej Austrii zmarł w październiku cesarz Karol VI. Rozpoczęły się wewnętrzne niesnaski o tron cesarski, na który pazury ostrzył sobie monarcha bawarski Karol Albert. Ziemie Imperium Habsburgów (Austria, Węgry Czechy, Niderlandy Austriackie, Lombardia, Śląsk i in.) były bowiem w spektrum zainteresowania kilku sąsiednich krajów i władców. Wedle starego porzekadła "gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta" całe to zamieszanie wykorzystał Fryderyk II, którego armia w ciągu dwóch miesięcy między grudniem 1740, a lutym 1741 roku zajęła prowincję śląską.
Czytaj więcej: 4.06.1745 - 4.06.2015 - 270. lat od bitwy pod Dobromierzem
Cegła z fabryki von Kulmiza pamiątką po alpejskich walkach z czasów I wojny światowej
Surowcem mineralnym, który miał decydujący wpływ na powstanie Żarowskiej Fabryki Szamotowej C.Kulmiz Chamottenfabrik Saarau, C.Kulmiz, był bez wątpienia kaolin, którego złoża występują pomiędzy Żarowem, Mrowinami i Kalnem oraz w pobliżu Gołaszyc i Pożarzyska. Wydobycie kaolinu na obrzeżach Żarowa rozpoczęto w 1843 roku. Rok wcześniej powstała żarowska cegielnia, produkująca metodami tradycyjnymi piecowe kafle, cegły, dachówki i inne materiały budowlane. Po opracowaniu nowych metod przygotowania surowca i zmechanizowaniu wytwórczości, w 1850 roku ruszyła produkcja na skalę przemysłową nowego zakładu, któremu nadano nazwę Żarowska Fabryka Szamotowa C.Kulmiz. Dynamicznie rozwijające się przedsiębiorstwo otrzymało państwowy złoty medal zasługi dla rozwoju przemysłu w 1861 roku, a także medal zasługi dla rozwoju przemysłu na światowej wystawie we Wiedniu w 1873 roku oraz złoty medal zasługi dla rozwoju przemysłu na Śląskiej Wystawie Rzemiosła i Przemysłu we Wrocławiu w 1881 roku. Wkrótce potem zbudowane zostały dwie fabryki filialne. Jedna z nich powstała w 1889 roku w czeskim Halbstadt, druga w 1899 roku w bawarskim Marktredwitz. Obie zaopatrywane były w surowiec wydobywany i sprowadzany z Żarowa. W 1896 roku przedsiębiorstwo przekształcono w spółkę z.o.o. i nadano nazwę Zjednoczone Zakłady Szamotowe w Żarowie, dawniej K.Kulmiz, spółka z.o.o. Vereinigte Chamottenfabrik vormals C.Kulmiz G.m.b.H., Saarau. Pod tą nazwą zakłady funkcjonowały do 1932 roku, kiedy to samodzielna spółka na skutek trudności finansowych przejęta została przez berlińskie konsorcjum Didier Werke A.G. Po poprawie koniunktury na wyroby szamotowe w 1935 roku zakłady żarowskie, wówczas Didier Werke A.G. Saarau, należały do najnowocześniejszych w branży na terenie całych Niemiec. Tylko w 1938 roku wyprodukowały 48 000 ton wyrobów ognio- i kwasoodpornych. Wyroby żarowskiej fabryki (względnie Halbstadt lub Marktredwitz) sprzedawane były do różnych zakątków Europy, dlatego dzisiaj nie dziwią nas cegły opatrzone marką C.Kulmiz, które spotykane są nawet w Kramatorsku (dzisiaj wschodnia Ukraina, dawniej Cesarstwo Rosyjskie). Do najbardziej niesamowitych geograficznie oraz historycznie miejsc, do jakich dotarły żarowskie "szamotówki" jest bez wątpienia Forcella Bragarolo – umocnione pozycje frontowe z okresu I wojny światowej, położone na wysokości ponad 2500 m n.p.m. we włoskich Dolomitach (Wschodnie Alpy). Kto i po co zawlókł cegły Kulmiza w trudno dostępny górski rejon, gdzie podstawowym budulcem był wszechobecny kamień ?!
Czytaj więcej: Cegła z fabryki von Kulmiza pamiątką po alpejskich walkach z czasów I wojny światowej
Kamieniarze i kamienne zabytki z XIII-XVIII wieku w gminie Żarów
Kamień należy do niewielu materiałów budowlanych, których zastosowanie sięga dziesiątków wieków wstecz. Możemy stwierdzić, że poznajemy kulturę starożytną po jej zabytkach i to dzięki temu, że zostały wykonane z kamienia. Do dziś podziwiamy egipskie piramidy, budowle starożytnych gmachów greckich, rzymskich zamków, kościołów i katedr średniowiecza, zachwycając się nie tylko właściwościami materiałów kamiennych, lecz również techniką i sztuką budowania tych obiektów w tamtych czasach.Z opisów historycznych wynika, że budownictwo w okresie średniowiecza opierało się na działalności tzw. strzech budowlanych, które stanowiły jedyny aparat wykonawczy przy wznoszeniu każdej większej budowli. Celowym więc będzie zapoznanie się z ich zasadami organizacji pracy. Średniowieczna strzecha budowlana była doskonale zorganizowanym zespołem składający się z kwalifikowanych pracowników budowlanych, początkowo kamieniarzy i układaczy (muratorów), a także cieśli. Po wprowadzeniu cegły, jako budulca, w skład zespołu weszli także murarze. Na czele zespołu stał mistrz strzechy, który najczęściej był równocześnie kierownikiem budowy tzw. Magister operis. Jego zastępcą był tzw. Magister Lapicida - mistrz kamieniarski, często kwalifikowany rzeźbiarz w kamieniu, ale znający także dokładnie technologie ręcznej obróbki i budownictwo kamienne.Poza tym był tzw. Magister cementarius, który kierował przygotowaniem zapraw wiążących potrzebnych w dużych ilościach na budowie. Strzecha miała swój statut wewnętrzny - regulujący prawa i obowiązki wszystkich członków zespołu. Statut silnie podkreślał dyscyplinę i warunki pracy oraz obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej zespołu.Ze względów konkurencyjnych chroniono w szczególnej tajemnicy plany budowlane zespołu, źródła surowca kamieniarskiego, sekretów technologii a także cennik płac i księgi rachunkowe zespołu. Historia powstania średniowiecznych strzech budowlanych w zachodniej Europie jest bardzo ciekawa i według źródeł niemieckich przedstawia się następująco: Wolne i samodzielne strzechy budowlane powstały i rozwinęły się z klasztornych warsztatów budowlanych we wczesnym średniowieczu głównie we Francji i północnych Włoszech i doszły do największego rozkwitu z początkiem XII wieku. Przed nimi już istniały i pracowały wyżej wymienione klasztorne zespoły budowlane, założone przy poszczególnych zakonach np. benedyktynów, cystersów itp. a składające się wyłącznie z braci zakonnych znających rzemiosło budowlane kamieniarskie.
Czytaj więcej: Kamieniarze i kamienne zabytki z XIII-XVIII wieku w gminie Żarów