Strona główna
Baraki-hangary przy ul. Kwiatowej w Żarowie - nieznana filia KL Gross-Rosen czy miejsce pobytu robotników przymusowych ?
Jakiś czas temu na naszej stronie pisaliśmy ... z wielką nadzieją oczekujemy również na wynik kwerendy, którą muzealnicy z Wałbrzycha (tutaj mieszczą się pracownie muzealne oraz archiwum) prowadzą na naszą prośbę w sprawie kilku obiektów mieszczących się na terenie jednej z dolnośląskich filii KL Gross-Rosen. Okazuje się bowiem, że identyczne konstrukcje z czasów wojny, znajdują się także na terenie Żarowa. Czy jest to tylko zwykły zbieg okoliczności, a może dzieło jednej firmy budowlanej z przeznaczeniem stricte obozowym ? Być może poznamy odpowiedź i na to pytanie. Wracając dzisiaj do tematu informujemy naszych czytelników, że kwerenda przeprowadzona w Archiwum Muzeum KL Gross-Rosen dotyczyła nietypowych obiektów barakowych znajdujących się na terenie byłej filii obozowej w Kamiennej Górze, wówczas Arbeitslager Landeshut. Jaki związek mają te baraki z obiektami stojącymi przy ul. Kwiatowej w Żarowie, wyjaśniamy w niniejszym opracowaniu. Konzentrationslager Gross-Rosen (uproszczona pisownia: Gross-Rosen), to niemiecki obóz koncentracyjny, istniejący w latach 1940–1945, nieopodal wsi Rogoźnica (nazwa powojenna) w dzisiejszej Polsce, będący na czele ponad setki obozów pracy założonych na Śląsku, na terenie Czech i Niemiec. Gross-Rosen został założony latem 1940 roku. Pierwszy transport więźniów dotarł 2 sierpnia 1940. Do 1 maja 1941 obóz funkcjonował jako filia KL Sachsenhausen, następnie uzyskał status samodzielnego obozu koncentracyjnego. Komendantami obozu Gross-Rosen byli: Arthur Rödl (1940–1942), Wilhelm Gideon (1942–1943), Johannes Hassebroek (1943–1945). W latach 1941–1942 KL Gross-Rosen był niewielkim obozem pracy, którego więźniowie byli wykorzystywani przy wydobywaniu granitu z pobliskiego kamieniołomu. Z pracy więźniów korzystało również kilka firm niemieckich, wśród nich Siemens und Halske oraz Blaupunkt. Na terenie obozu istniały odgrodzone części, m.in. obóz kobiecy. Jeńców radzieckich mordowano po przywiezieniu, ok. 2500 z nich zostało zamordowanych na przełomie 1941 i 1942 roku. W 1944 roku KL Gross-Rosen stanął na czele potężnego imperium podobozów, na które składało się ponad sto placówek bardzo zróżnicowanych pod względem pełnionej funkcji. W tym okresie również Gross-Rosen było miejscem przerzutu dziesiątek tysięcy więźniów z obozów ewakuowanych na wschodzie, przy zbliżającym się froncie. Marsz śmierci wyruszył z Gross-Rosen w lutym 1945 roku, obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną 14 lutego 1945.
Transporty więźniów ze Świebodzic do Wałbrzycha w 1944 r.
W Muzeum Holokaustu w Nowym Jorku (ang. United States Holocaust Memorial Museum) znajdują się dwie listy zawierające nazwiska obywateli żydowskich internowanych w dniu 1 października 1944 r. z obozu pracy w Świebodzicach (niem. ZAL Freiburg Schl.) do obozu w Wałbrzychu (niem. AL. Waldenburg). Na pierwszej liście widnieje wykaz 132 więźniów, na drugiej natomiast 661 osób. Listy te przetrwały i zostały upublicznione dzięki Jacobowi Hennenbergowi (1924-2014), który w okresie ostatniej wojny był m.in. więźniem tychże obozów pracy. Jacob Hennenberg urodził się w 1924 r. na terenie dzisiejszego Oświęcimia (niem. Auschwitz). Na początku II wojny światowej, kiedy wojska hitlerowskie zajęły jego rodzinne miasto, został wraz z całą rodziną i innymi obywatelami żydowskimi przesiedlony do getta w Chrzanowie. W 1941 r., w wyniku selekcji, został skierowany do obozów pracy znajdujących się na terenie Dolnego Śląska. Wtedy to po raz ostatni widział się ze swoim ojcem i czterema siostrami. W ciągu kilku następnych lat (1941-44) był więźniem w podobozach pracy rozlokowanych na terenie następujących miejscowości: Łąki k./ Bolesławca (niem. Wiesau), w Zakrzowie (niem. Sakrau) k./Wrocławia, w Klecinie (niem. Klettendorf) oraz Świebodzicach (niem. Freiburg Schl.). W 1944 r. został przeniesiony do obozu pracy w Wałbrzychu, gdzie nadano mu numer ewidencyjny 64242.
Czytaj więcej: Transporty więźniów ze Świebodzic do Wałbrzycha w 1944 r.
Wystawy z okazji 5-lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej otwarte
Wystawy nr 45 i 46 z okazji 5 lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej, przyciągnęły niemałe tłumy mieszkańców Żarowa oraz regionu (Wałbrzych, Świdnica, Strzegom, Świebodzice, Jaworzyna Śląska, Piława i in.). W sumie 4 października 2015 roku ekspozycje "Niesamowite pamiątki historii" oraz "AL Riese – filie KL Gross-Rosen" obejrzało kilkaset osób. Odwiedzających tego dnia Żarowską Izbę Historyczną witał zaparkowany tuż przy wejściu transporter opancerzony BRDM-2, będący eksponatem należącym do Stowarzyszenia Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Pancerni" Strzegom. Hol wejściowy zajmowała bogata kolekcja militariów należących do państwa Elżbiety i Ryszarda Pawłowskich z Międzybrodzia Bielskiego, którzy zaszczycili nas swoją obecnością. Obok ich obszernego stoiska każdy mógł zobaczyć sprzęt nurkowy udostępniony na wystawę przez naszego kolegę Artura Świętonia, płetwonurka z Centralnego Ośrodka Nurkowego w Wałbrzychu. Główna sala ekspozycyjna zajęta była przez wspomniane na początku wystawy, które wzbudzały wielkie zainteresowanie. Szczególną uwagę nasi liczni gości zwracali na szczątki amerykańskiego samolotu bombowego B-17G (odnalezione pod Wierzbną), dokumenty i archiwalia (z Żarowa i okolic), a także dawne przedmioty codziennego użytku, które u wielu osób wywołały wspomnienia z dzieciństwa. Dopełnieniem całości był sprzęt militarny "Pancernych" ze Strzegomia – ciężkie karabiny maszynowe, środki łączności, ekwipunek żołnierski, a także militaria, będące prywatną kolekcją, naszego przyjaciela Józia z Piotrowic, który jak zawsze chętnie służy nam swoją pomocą i wiedzą. Wystawę "AL Riese – filie KL Gross-Rosen" oglądać będzie można aż do 28 lutego 2016 roku, natomiast wystawę "Niesamowite pamiątki historii" do 16 grudnia 2015 roku. Ponadto w holu Żarowskiej Izby Historycznej w dalszym ciągu znajduje się wystawa "Żarów jakiego nie znacie". Zapraszamy !!!
Czytaj więcej: Wystawy z okazji 5-lecia działalności Żarowskiej Izby Historycznej otwarte
Nowe porcelanowe nabytki w Żarowskiej Izbie Historycznej
Porcelana, to rodzaj białej, przeświecającej ceramiki wysokiej jakości, wynaleziony w Chinach w VII wieku. Porcelana jest wytwarzana z mieszanki glinki kaolinowej ze skaleniem i kwarcem poprzez wypalanie uformowanych wyrobów w temperaturze od 920-980 °C (wyroby nieszkliwione, tzw. biskwit) aż do 1280-1460 °C (wyroby szkliwione). Charakteryzuje się niską nasiąkliwością, bardzo dobrymi właściwościami dielektrycznymi, dużą wytrzymałością mechaniczną, wysoką odpornością na działanie czynników chemicznych i nieprzepuszczalnością dla cieczy i gazów. W technice używana jako materiał na nisko- i wysokonapięciowe izolatory, sprzęt laboratoryjny oraz jako wyroby gospodarstwa domowego. Rozróżnia się ceramikę twardą (o składzie: 40-60% kaolinu, 20-30% skalenia, 20-30% kwarcu) i miękką (25-40% kaolinu, 25-40% skalenia, 30-45% kwarcu). W Europie technologię produkcji odkrył w początkach XVIII wieku Ehrenfried Walther von Tschirnhaus. Po jego śmierci prace kontynuował w Dreźnie i Miśni jego uczeń Johann Friedrich Böttger, alchemik elektora saskiego i króla Polski Augusta II. Było to osiągnięcie bardzo ważne, także ze względu na rosnące w tamtym czasie zainteresowanie chińszczyzną. Porcelanę wyrabianą w Saksonii nazywano „białym złotem”, gdyż zastępowała złoto jako królewski podarunek, osiągając ceny porównywalne do kruszcu. Produkcja w Miśni początkowo prowadzona była na małą skalę, pojedyncze egzemplarze traktowano jak dzieła sztuki. Dopiero pod koniec lat 20-tych stała się bardziej dostępna, ale i tak przez dłuższy czas porcelana ta była rozdawana, a nie sprzedawana. Drugim ośrodkiem europejskiej produkcji porcelany była Wielka Brytania, gdzie w 1745 roku opracowano recepturę tzw.porcelany kostnej.
Czytaj więcej: Nowe porcelanowe nabytki w Żarowskiej Izbie Historycznej
Polskie nazwy ulic Żarowa mają już 70 lat
19 stycznia 1945 roku, 7 dni po przekroczeniu Wisły przez Armię Czerwoną, władze niemieckie wydały zarządzenie o ewakuacji terenów położonych na wschód od Odry, wywołując masową ucieczkę niemieckiej ludności tych ziem na zachód. Jednocześnie Armia Czerwona zajmowała stopniowo wschodnie tereny III Rzeszy. Jednym z ostatnich ognisk oporu niemieckiego stanowił położony na Dolnym Śląsku Wrocław, przekształcony w Festung Breslau, okrążony od 15 lutego 1945, skapitulował on dopiero 6 maja 1945 roku, 4 dni po Berlinie. Po zakończeniu wojny, na konferencji poczdamskiej tereny położone na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej przekazano Polsce. W okresie od listopada 1945 do stycznia 1949 roku władzę nad nimi sprawowało Ministerstwo Ziem Odzyskanych, któremu szefował Władysław Gomułka. Jego zadaniem była szeroko pojęta administracja Ziemiami Odzyskanymi oraz scalenie ich z resztą kraju. Jak czytamy w opracowaniu Żarów. Historia miasta i gminy (str. 55): Zarząd gminy Żarów powstał przed 25 VI 1945 r. Pierwszym wójtem został Stanisław Chojnacki (nie zachował się akt nominacji, podpisywał pisma urzędowe w VII 1945 r.), sekretarzem Franciszek Gruszka, a członkiem Zarządu Włodzimierz Bajcar (na pewno po 25 VII). Chojnacki miał wtedy 41 lat, pochodził z Grójczyka (okolice Włocławka) i tak jak obaj świdniccy pełnomocnicy obwodowi był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). W dniu 25 VII w Urzędzie Gminnym pracowało 7 osób, w tym 1 członek Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i 2 PPS-u. Pierwsze posiedzenie zwołanej przez zarząd Rady Gminnej odbyło się 25 VI. "Tymczasowej", gdyż z powodów "technicznych i formalnych" nie było możliwe zwołanie rady spełniającej wymogi ustawy z IX 1944 r., a sytuacja wymagała wciągnięcia "wszystkich aktywnych ludzi do pracy". Na pierwszym posiedzeniu podjęto uchwały o nadaniu ulicom Żarowa nazw polskich, uruchomieniu gazowni oraz zobowiązujące władze do poprawy aprowizacji mieszkańców gminy i szybkiego sporządzenie wykazu ludzi pracujących. To ostatnie miało przyczynić się do uporządkowania życia wewnętrznego gminy i zwalczenia "szabrownictwa". Na drugim posiedzeniu Rady Gminnej, które odbyło się 27 VII skorygowano i zatwierdzono nazwy ulic oraz ustalono przebieg uroczystości nadania im polskich nazw.
04.10.2015 r. Wystawa "Niesamowite pamiątki historii" i inne atrakcje w Żarowskiej Izbie Historycznej
Żarowska Izba Historyczna serdecznie zaprasza w niedzielę 4 października 2015 roku (od godz. 8:00) na otwarcie wystawy "Niesamowite Pamiątki Historii". Tego samego dnia odbędzie się również premiera wspaniałej wystawy pt. "AL Riese – filie KL Gross-Rosen w Górach Sowich". Wszyscy, którzy tego dnia odwiedzą Żarowską Izbę Historyczną, będą mieli ponadto okazję podziwiać zbiory Elżbiety i Ryszarda Pawłowskich – naszych specjalnych gości z Międzybrodzia Bielskiego. Pan Ryszard Pawłowski służył w owianej legendą 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. Specjalnie dla mieszkańców Żarowa zaprezentuje swoje najnowsze i najciekawsze eksponaty, a także z chęcią opowie o żołnierskim życiu spadochroniarza z elitarnej jednostki komandosów. W Żarowskiej Izbie Historycznej nie zabraknie również członków Stowarzyszenia Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Pancerni" ze Strzegomia, którzy zaprezentują umundurowanie, ekwipunek oraz uzbrojenie z okresu II wojny światowej. To jednak nie wszystko, co tego dnia czekało będzie na zwiedzających Żarowską Izbę Historyczną. Serdecznie zapraszamy !!!
Kolejne pamiątki historyczne w Żarowskiej Izbie Historycznej
Kilkaset kilometrów pokonane w poszukiwaniu historii i rzeczy, które stanowią wielką życiową pasję. Czy jest to dziwne i niemożliwe ?? Z pewnością ..NIE.. dla pana Romana Wojtachy, który z Torunia na Dolny Śląsk pokonał po raz kolejny 400 kilometrów (w jedną stronę) aby zagościć w Żarowskiej Izbe Historycznej i przekazać nam interesujące pamiątki historyczne. Pośród wspomnianych rartytasów są różnego rodzaju dokumenty i rachunki wystawione przez instytucje i firmy ze Świdnicy, Świebodzic oraz Wałbrzycha, datowane na rok 1937 i 1946, a także korespondencja z Zakładów Chemicznych "Silesia" z Żarowa datowana na lata 30-te XX wieku (treść zawarta na odwrotnej stronie; w tłumaczeniu). Pośród przekazanych pamiątek są także dwie odłamane połowy niemieckich nieśmiertelników (właścicielami polegli ? żołnierze – mieszkańcy Żarowa lub Jaworzyny Śląskiej ?). Jak widać materialną cząstkę historii naszego Żarowa i najbliższej okolicy, odnaleźć można nawet na odległym Pomorzu i na Kujawach. Kolekcjonerska pasja, zamiłowanie do staroci i historii oraz bliskich sercu stron to cecha, która bez wątpienia wyróżnia pana Romana spośród wielu innych naszych najbliższych współpracowników. Za to właśnie WIELKIE KOLEKCJONERSKIE SERCE i przekazane pamiątki serdecznie dziękujemy !!!
Czytaj więcej: Kolejne pamiątki historyczne w Żarowskiej Izbie Historycznej
Wystawa "AL Riese - filie KL Gross-Rosen w Górach Sowich" od 4 października 2015 roku w Żarowskiej Izbie Historycznej
Projekt Riese (z niem. Olbrzym), to kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945. Wobec nasilających się alianckich nalotów bombowych w 1943 Niemcy hitlerowskie przeniosły dużą część swej strategicznej produkcji zbrojeniowej w – uważany za bezpieczny – rejon Sudetów. Mniej więcej wówczas powstał projekt utworzenia nowej kwatery głównej Hitlera na zamku Książ oraz potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich. Prace objęły swym zasięgiem teren kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych na stokach gór: Wolfsberg (Włodarz), Saalberg (Jedlińska Kopa), Mittelberg (Dział Jawornicki), na wzgórzu między Wüstewaltersdorf (Walim) a Dorfbach (Rzeczka), Mulenberg (Moszna), Säuferhöhen (Osówka), Ramenberg (Soboń) i Schindelberg (Gontowa). W zboczach gór wiercono otwory w skałach, które rozsadzano materiałami wybuchowymi. W ten sposób powstawały sztolnie i komory, które wzmacniano obudowami żelbetowymi. Całość była uzbrojona w potężne sieci infrastruktur drogowych, kolejowych, a także wodociągowych, kanalizacyjnych, telefonicznych i energetycznych. W dokumentach III Rzeszy istnieją zapisy pozwalające ocenić rozmiar materiałów użytych przy konstrukcji kompleksu Riese. Między innymi na tej podstawie można sądzić, że dotychczas około połowa podziemnych korytarzy nie została odnaleziona. W skład AL Riese wchodziło 13 obozów i szpital obozowy. Przeszło przez nie około 13 000 więźniów. Wszyscy oni byli Żydami, pochodzącymi z wielu państw Europy, w większości z Węgier i Polski. Śmierć poniosło około 5000 więźniów.
Samolot we "Fabryce" w Imbramowicach - istnieje, czy też nie ?
Za nami kolejne podwodne zmagania z wielką zagadką zbiornika wodnego przy ul. Stawowej w Imbramowicach, który przez wielu potocznie nazywany jest "Fabryką". W piątkowe popołudnie, przy pięknej słonecznej pogodzie pokusiliśmy się o próbę wydobycia namierzonych już wcześniej metalowych konstrukcji. Początek przedsięwzięcia był niezwykle obiecujący. Nasz kolega z Centralnego Ośrodka Nurkowego w Wałbrzychu, Artur Świętoń bez najmniejszego problemu odnalazł uprzednio zaznaczone miejsce. O wiele trudniejszym zadaniem było jednak rozwinięcie ponad 200 metrowej długości odcinka pasów i stalowej liny. Niezwykle pomocny okazał się przy tym ponton, z którego stopniowo zrzucano uprzednio zmontowany hol. Po jego całościowym rozwinięciu można było już opasać tajemnicze konstrukcje zalegające pod wodą. Z chwilą jak w ruch poszła wyciągarka lawety samochodowej, którą podstawił pan Eugeniusz Stodolak (prezes Stowarzyszenia "GRH" Pancerni Strzegom), cały brzeg szczelnie zapełniony był już tłumem mieszkańców Imbramowic, Dzikowej oraz Bukowa. Kiedy hol został w pełni naprężony, a na wodzie pojawiły się liczne pęcherzyki powietrza, było już wiadomo, że umocowana na jego końcu tajemnicza zawartość drgnęła i zaczęła się przesuwać w kierunku brzegu. Niestety droga, jaką pokonała była znikoma, kiedy przecięciu i zerwaniu uległ mocujący ją pas. Przy chylącym się ku zachodowi słońcu, rozwinięty hol musiał zostać ściągnięty z powrotem na brzeg w celu umocowania na jego końcu mocnej stalowej liny. Ponowne rozwinięcie i podczepienie, było już walką z czasem. ... czy zdążą ... czy uda im się wydobyć, takie głosy były słyszalne na brzegu gdzie gwarnym rozmowom nie było końca. Tym razem obyło się jednak bez niespodzianek, a bęben wyciągarki mozolnie nawijał kolejne centymetry holu, na którego końcu miał znajdować się wyczekiwany przez wszystkich "kadłub samolotu". Ściąganie pochłonęło mnóstwo czasu i na dobre zdążył zapanować zupełny mrok. Nie stanowiło to jednak problemu, gdyż niezawodni strażacy z OSP Imbramowice migiem pojawili się na brzegu z agregatem prądotwórczym i zestawem halogenowym, który rozświetlił cały brzeg i ciemną toń wody, z której wychodziły kolejne metry pasów. Wyłaniająca się w końcu stalowa lina zwiastowała rychły koniec i odpowiedź na pytanie, co tak naprawdę znajduje się na jej końcu.
Czytaj więcej: Samolot we "Fabryce" w Imbramowicach - istnieje, czy też nie ?
Samolot bombowy Boeing B-17G Y-46697 - zachowane elementy
Niektórzy z uporem poszukują np. "złoty pociąg". My z kolei konsekwentnie realizujemy własne cele. Jednym z nich jest miejsce niecodziennej katastrofy lotniczej z czasów II wojny światowej. Dnia 22 marca 1945 roku, amerykańska latająca forteca, czyli samolot bombowy Boeing B-17G o numerze taktycznym Y-46697, należący do 15. Armii Powietrznej USA (429. szwadron II grupy bombowej), wracał z wyjątkowo niebezpiecznej misji jaką było bombardowanie niemieckiej rafinerii Ruhland koło Drezna. Maszyna pilotowana przez pilota porucznika Johna W. Pierika, została poważnie uszkodzona przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą i obrała kurs na radzieckie lotniska koło Brzegu i Nysy. Niestety nigdy tam nie doleciała. W okolicach Świdnicy samolot zaatakowany został najprawdopodobniej omyłkowo przez trzy radzieckie samoloty myśliwskie P-39 Airacobra. Wedle innych przekazów B-17G, strącony został przez myśliwiec niemiecki. Palący się niczym pochodnia amerykański bombowiec runął na pola w pobliżu ówczesnej miejscowości Würben (dzisiaj Wierzbna w gminie Żarów). Katastrofę przeżyło sześciu spośród dziesięciu lotników US Air Force, którzy trafili do niewoli niemieckiej, a po zakończeniu wojny powrócili do swoich domów. Do dzisiaj zaginieni w akcji pozostają: 1. Pierwszy pilot, porucznik John W. Pierik (nr O-731101), Ohio; 2. Drugi pilot, porucznik Robert W. Steele (nr O-785002), Missoouri; 3. Nawigator, porucznik Harold A. Taylor (nr O-669140), Montana; 4. Bombardier, porucznik John P. Yatsco (nr O-929489), Wirginia Zachodnia. Również do dzisiaj nieznane pozostaje miejsce ich pochówku. Szczątki amerykańskich lotników bezskutecznie poszukiwano jak do tej pory w Szczawnie Zdroju. Tymczasem miejsce katastrofy samolotu, chociać powszechnie znane i odwiedzane przez przedstawicieli różnych instytucji, zarówno polskich jak i amerykańskich (artykuły prasowe datowane od 2008 r.) pozostawiono na przysłowiową "pastwę losu". Nikt nie zadał sobie choćby odrobiny trudu, aby zabezpieczyć i wyzbierać to, co od lat zalega na rolniczym polu. Tok urzędniczego rozumowania jest trudny do wytłumaczenia. Wystarczy przecież spojrzeć na położenie resztek kadłuba samolotu (fotografia z 1946/47 roku z miejsca katastrofy) aby stwierdzić, że maszyna pilotowana była do samego końca (samolot wykonał nawrót na wysokości Bożanów-Żarów i zawrócił w kierunku Wierzbnej).
Czytaj więcej: Samolot bombowy Boeing B-17G Y-46697 - zachowane elementy
Hrabiowie von Matuschka-Spättgen - właściciele Pyszczyna w latach 1727-1945
W XVI wieku dobra pyszczyńskie i granicząca z nimi „łąka krukowska” miały status dóbr lennych. Prawnym właścicielem wsi Pitschen (Pyszczyn) było biskupstwo wrocławskie, a „łąki” Korona (władca księstwa świdnickiego). W 1522 roku Friedrich von Reichenbach otrzymał list lenny, będący potwierdzeniem wykupu prawa do dzierżenia "łąki krukowskiej". W 1540 roku biskup wrocławski Baltazar von Promnitz wystawił von Reichenbachowi podobny list na dobra pyszczyńskie. Wieś mogła być jednak dziedziczona tylko przez męskich potomków rodu, natomiast krukowskie także przez kobiety. Uprawnienia lenników były dość rozległe, m.in. za zgodą właściciela mogli zaciągać pożyczki pod zastaw dóbr i zapisywać na nich dożywocia. W rękach szlacheckiego rodu von Reichenbach, dobra pyszczyńskie pozostały przez 184 lata. Ostatni pan na Pyszczynie, Hans Heinrich von Reichenbach zmarł 11 sierpnia 1724 roku nie doczekawszy się męskiego potomka. W tej sytuacji 12 kwietnia 1727 roku, biskup wrocławski nadał lenno Heinrichowi Gottfriedowi baronowi von Spättgen, właścicielowi podlegnickiego Ulesia oraz kilku majątków na wschód od Grodkowa: Dębiny, Głębocka, Tarnicy i Żelazna. Baron von Spättgen, władał Pyszczynem do roku 1744. Przed swoją śmiercią udało mu się jednak załatwić przekazanie lenna mężowi swojej córki Józefy, Friedrichowi Rudolfowi baronowi, a od 1744 roku hrabiemu von Matuschka, który po śmierci teścia przyjął jego herb i tytuł. Hrabiowie von Matuschka, baronowie Toppolczan-Spättgen władali Pyszczynem aż do 1945 roku. Początkowo jako lenno biskupie, które w 1843 roku wykupili od skarbu państwa. Oprócz Pyszczyna w skład rozległych włości rodu, od lat 80-tych XVIII wieku, wchodziły jeszcze: miasto Biała, 9 wsi, 10 folwarków. Całość gruntów posiadała powierzchnię wynoszącą 6 031 ha. Friedrich Rudolf hrabia von Matuschka, baron Toppolczan-Spättgen zarządzał Pyszczynem do roku 1750. Po jego śmierci majętność przejął jego syn Heinrich Gottfried, który biskupi list lenny otrzymał dnia 5 września 1750 roku. Heinrich Gottfried, jako uczony, astronom, fizyk, matematyk i znawca śląskiej flory, był bodaj najbardziej znanym i cenionym przedstawicielem rodu hrabiów von Matuschka.
Czytaj więcej: Hrabiowie von Matuschka-Spättgen - właściciele Pyszczyna w latach 1727-1945